Szwajcarski startup Destinus pokazał na Paris Air Show wizję samolotu naddźwiękowego, który będzie w stanie połączyć Nowy Jork i Londyn w 90 minut. To kolejny pomysł na reinkarnację kultowego Concorde'a, który ostatni raz wzbił się w niebo 20 lat temu i okazał się ekonomiczną klapą. Powiedzmy to jednak już na wstępie: Destinus o wejściu na rynek mówi w perspektywie nawet 20 lat.
Bliżej celu jest amerykański startup Boom Supersonic, który ma już 130 zamówień na swój przyszły naddźwiękowiec Overture. W kalifornijskim Mojave trwają przygotowania do pierwszego lotu XB-1, czyli mniejszej, demonstracyjnej wersji przyszłego samolotu.
Pierwszy lot Overture odbędzie się w 2027 r., a w 2029 r. spodziewamy się otrzymać certyfikat typu, który umożliwi nam przewożenie pasażerów - poinformowało biuro prasowe Boom w odpowiedzi na pytania money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Naddźwiękowy samolot Overture ma skrócić czas podróży między Londynem i Nowym Jorkiem o połowę, do około 3,5 godz. Na pokładzie ma być od 65 do 80 miejsc, wyłącznie w klasie biznes. Blake Scholl, twórca Boom, już kilka lat temu przekonywał, że w kabinie nie będą potrzebne rozkładane fotele, ale przydadzą się duże okna - do podziwiania krzywizny kuli ziemskiej, którą można dostrzec, lecąc na wysokości 18 km.
Mówił też, że Overture ma sprawić, że świat stanie się mniejszy, a z Nowego Jorku do Londynu i z powrotem będzie można polecieć w jeden dzień. Po to, by na noc wrócić do swojego domu i rodziny. Nie ma to też być środek transportu dla mas. Scholl mówił o cenach biletu na poziomie 5 tys. dol. Na jakim poziomie będą musiały być w 2030 r., żeby zapewnić rentowność projektu, nie wiadomo.
Naturalne są porównania do Concorde'a, czyli ikonicznego samolotu naddźwiękowego, który jednak nie odniósł sukcesu. Odnosząc się do Concorde'a, Scholl zwracał też uwagę, że konstruowano go ponad 50 lat temu. Od tamtej pory lotnictwo cywilne poczyniło ogromny postęp technologiczny, wykorzystując m.in. lżejsze i bardziej wytrzymałe materiały kompozytowe, a także o wiele bardziej nowoczesne i ekonomiczne silniki.
Bez pilota za sterami?
Bardziej odległa jest przyszłość samolotów pasażerskich bez pilotów w kokpicie. Przedstawiciele branży przewidują, że prędzej nadzór lotniczy zgodzi się na zmniejszenie obsady wyłącznie do jednego pilota.
Szwajcarski bank UBS już kilka lat temu ogłosił, że autonomiczne samoloty oznaczałyby ogromne oszczędności dla sektora transportu lotniczego. Oszacował je na 35 mld dol. rocznie. Agencja Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego EASA jest przeciwko planom dopuszczenia do lotów komercyjnych tylko z jednym pilotem w kokpicie od 2030 r. Nie wykluczyła jednak, że zgodzi się na to, by na wysokości przelotowej w kokpicie mógł być tylko jeden pilot, pozwalając drugiemu na dłuższy odpoczynek w kabinie z leżankami dla załogi.
Kilka tygodni temu w programie Money.pl zapytałem Dominika Pundę, kapitana samolotów pasażerskich i instruktora, czy nie obawia się, że technologia zabierze mu pracę. - A wsiadłbyś do samolotu bez pilota? - odpowiedział. To samo pytanie Bank UBS zadał 8 tys. podróżnym kilka lat temu. Tylko 17 proc. odpowiedziało, że brak pilota w kokpicie nie przeszkadzałby im. Co drugi pasażer uznał, że do takiego samolotu by nie wsiadł. W młodszej grupie wiekowej, 18-34 lata, odsetek entuzjastów technologii autonomicznej w lotnictwie pasażerskim wyniósł aż 30 proc.
I choć dziś może się to wydawać kontrowersyjne, to taka transformacja już się stopniowo dokonuje. Nie dalej jak cztery dekady temu w kokpicie samolotów pasażerskich potrzebne były trzy, a nawet cztery osoby naraz.
Szykuje się wielka wymiana samolotów
Jednak samoloty z jednym pilotem w kokpicie albo wyłącznie ze Sztuczną Inteligencją za sterami, to wciąż jeszcze pieśń przyszłości. Optymizm entuzjastów studzi sam sektor lotniczy.
Boeing w ostatnim "Commercial Market Outlook" wylicza, że w ciągu najbliższych 20 lat linie lotnicze na całym świecie będą potrzebować 42 tys. 595 nowych samolotów. Amerykański producent prognozuje, że w 2042 r. liczba eksploatowanych samolotów pasażerskich podwoi się. Niemal za połowę tego wyniku ma odpowiadać wzrost rynku, a drugie tyle - wymiana samolotów na nowsze. Tylko około 6 tys. maszyn za 20 lat będą stanowić już użytkowane maszyny.
- Samoloty, które dziś są produkowane, posłużą przez kolejne 20-25 lat. Nie widzimy na rynku maszyn, które byłyby zaprojektowane dla operacji lotniczych tylko z jednym pilotem w kokpicie - stwierdził Willie Walsh, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenie Przewoźników IATA, który sam zaczynał karierę w lotnictwie jako pilot.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl