W trakcie prywatnych narad Joe Biden pokazuje wybuchowy temperament. Nie stroni od zwrotów typu: "do jasnej cholery, jak możesz tego nie wiedzieć?!" czy "zabieraj się stąd". Nieprzyzwyczajonym do pracy z nim zdarza się zabrać ze sobą kolegę, który ma być pewnego rodzaju "tarczą" osłaniającą przed wybuchem prezydenta – pisze portal axios.com, który zebrał relacje o pracy z politykiem od jego byłych i obecnych współpracowników.
Dwie twarze Joe Bidena
Jest to o tyle istotne, że pokazuje, że charakter Joe Bidena jest bardziej skomplikowany, niż ten kreowany na spotkaniach, gdzie obecne są kamery. W takich sytuacjach prezydent stara się pokazać jako uśmiechnięty wujek, który uwielbia okulary przeciwsłoneczne Aviator i lody.
Niektórzy z doradców prezydenta idą krok dalej i uważają, że lepiej by było, gdyby od czasu do czasu publicznie okazywał swój temperament. W ich ocenie pozwoliłoby to rozwiać obawy wyborców, że 80-latek jest niezaangażowany i zbyt stary na pełnienie swojego urzędu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie ma wątpliwości, że temperament Bidena istnieje. Może jego nie jest tak wulkaniczny, jak u Billa Clintona, ale na pewno go posiada – powiedział w rozmowie z axios.com Chris Whipple, autor książki "The Fight of His Life: Inside Joe Biden's White House".
W swojej książce Chris Whipple cytuje byłą sekretarz prasową Białego Domu Jen Psaki, która stwierdziła, że nie zbuduje z Joe Bidenem relacji opartej na zaufaniu, jeżeli ten na nią nie krzyknie raz na jakiś czas. – Psaki nie musiała długo czekać – stwierdził autor książki.
Mimo starannego ukrywania swojego wizerunku Joe Bidenowi zdarzają się "wpadki", gdy pokazuje prawdziwą twarz publicznie. Jedną z nich jest sytuacja ze stycznia 2022 r. Prezydent nazwał wtedy Petera Doocy, dziennikarza telewizji Fox News "głupim sukinsynem", gdyż myślał, że ma wyłączony mikrofon.
Prezydent nie obraża, ale wymaga
Co istotne, w trakcie swoich wybuchów prezydent nie obraża swoich podwładnych, a one same raczej przybierają formę gniewnych przesłuchań. Polityk przepytuje swoich doradców do momentu, aż stanie się jasne, że nie znają odpowiedzi na poruszany problem.
Jeśli czegoś nie ma w briefie, to on to zauważy. Nie ma to na celu zawstydzić kogoś, ale (robi to – przyp. red.) dlatego, że chce podjąć właściwą decyzję. Większość osób, które dla niego pracowały, lubi fakt, że rzuca im wyzwanie i prowadzi ich do lepszego funkcjonowania – tłumaczy Ted Kaufman, wieloletni szef sztabu Joe Bidena z czasów, gdy był on senatorem.
Wściekłość prezydenta ma, według jego podwładnych, odzwierciedlać jego wysokie wymagania wobec pracowników. Niektórzy mówią żartobliwie, że latami uczyli się "mówić Bidenem". Przejawia się to m.in. w przewidywaniu, o co może poprosić prezydent w trakcie briefu, ale również upraszczaniem języka urzędowego.
Joe Biden nakazał porzucić swojej administracji skomplikowany i pełen akronimów język. Skierowane do niego notatki mają być pisane tak, jakby ich autorzy chcieli poinformować o czymś bliskiego członka rodziny.
Niektórzy współpracują z Bidenem od dziesięcioleci
Niektórzy z jego współpracowników jednak bronią prezydenta. Przyznają, że choć potrafi być twardy, to zarazem jest też hojniejszy i bardziej współczujący, niż wielu innych wpływowych polityków. Dlatego też część z jego doradców współpracuje z nim od dziesięcioleci.