Różnice kulturowe to żaden problem. Tak twierdzi pan Michał (imię zmienione – red.), który od trzech lat mieszka i pracuje w Tajlandii. Mężczyzna chwali sobie warunki pracy, relacje towarzyskie i sprawną administrację. Wskazuje, że w tym kraju można nie tylko dobrze zarobić, ale też mało wydać.
- O pracę w Tajlandii nie jest trudno - opowiada nasz czytelnik. - Najbardziej pożądane zawody dla obcokrajowców to nauczyciele języków oraz cała gałąź technologiczna, najlepiej być specjalistą w jakiejś dziedzinie IT. Moja branża to SEO, czyli wszystko co jest związane z tworzeniem stron internetowych czy projektowaniu webowych aplikacji. Zarobki? Natywni nauczyciele języków mogą liczyć na pensje od 3500 zł do 8000 zł, programiści od 4500 do 15000 zł – wylicza pan Michał.
Jak dodaje, ceny nie są wygórowane. Za posiłek kupiony "na ulicy" zapłacimy 5 zł. W restauracji wydamy z kolei 10 zł. Ceny wynajmu mieszkań także nie należą do najwyższych. Koszt niedużego apartamentu to 500 zł miesięcznie. Za wysoki standard trzeba zapłacić 2000 zł.
Pan Michał podkreśla, że nie planuje wracać do Polski. Dlaczego jednak nie chce podać prawdziwego imienia ani pokazać twarzy? Jak wskazuje nasz rozmówca, ostatnio "coś zaczęło się psuć".
- Chodzi o pewne zmiany, które są praktykowane w wielu obiektach i jawnie ocierają się o dyskryminację rasową. Mam na myśli pobieranie od obcokrajowców 10-20 krotnie wyższych opłat – opowiada pan Michał i załącza zdjęcia. Widać na nich cennik za wstęp do atrakcji. U góry – jak tłumaczy nasz rozmówca – widać ceny dla Tajów, a poniżej kwoty dla obcokrajowców, które są wyższe nawet kilkadziesiąt razy. Które instytucje pobierają wyższe kwoty za usługi?
- Ogrom szpitali ma osobny cennik za usługi medyczne w szpitalach dla obcokrajowców. Jest również dużo przypadków, kiedy to tajskie żony obcokrajowców zostają obarczone wyższą opłatą w szpitalu tylko dlatego, że są w ciąży z białym mężczyzną. W większości parków narodowych biały zapłaci od 2 do 20 razy więcej. Są też restauracje, które posiadają dwa zestawy menu: tajskie i angielskie. Oczywiście w angielskim ceny będą znacznie wyższe – wymienia pan Michał.
- Jeszcze ponad rok temu w wielu miejscach honorowano pozwolenie o pracę lub tajskie prawo jazdy, co było równoznaczne z płaceniem niższych stawek. Sam osobiście posiadam tajskie pozwolenie o prace i płacę tutaj wszystkie podatki oraz dużo podróżuję po Tajlandii. Niestety obecnie z pozwoleniem o pracę w dłoni praktycznie nigdzie nie możemy płacić "normalnych” cen. Czara goryczy się przelała – dodaje nasz rozmówca.
Mężczyzna jest oburzony tym, że nie jest traktowany na równi z innymi mieszkańcami. Co na to przedstawiciele tajskich biznesów i instytucji?
Jak tłumaczą, podnoszenie opłat ma być rekompensatą za to, że turyści nie płacą podatków. Sęk w tym, że Tajlandia wzbogaca się właśnie dzięki obecności turystów, którzy wydają spore sumy na usługi. Według tajskiego biura turystyki w ubiegłym roku przychody tego kraju wyniosły 3 biliony bahtów, czyli ok. 360 mld zł.
Ekspaci mieszkający w Tajlandii, którzy nie godzą się na podwójne standardy i podwójne ceny, założyli na Facebooku grupę "2PriceThailand". Dzielą się w niej swoimi doświadczeniami, a także informują o miejscach, w których właściciele mają osobne cenniki dla białych. Grupa ma już kilka tysięcy członków, a każdego dnia dochodzi setka nowych osób.
Problem zauważyły też lokalne media. Portal Pacific Prime Thailand wskazał, że faktycznie występuje zjawisko stosowana podwójnych cenników, jednak, jak podkreślono, kwoty, które muszą ponosić "zamożni" obcokrajowcy są i tak niższe od tych, które musieliby zapłacić za opiekę medyczną w swoich krajach.
Z kolei dziennikarz Bangkok Post zwrócił uwagę, że w wielu miejscach informacje o cenach usług są napisane wyłącznie po tajsku, zatem wielu turystów może nawet nie zdawać sobie sprawy, że przepłaca.
- Kwestia dwóch cen została podniesiona podczas niedawnej dyskusji panelowej na temat perspektyw turystycznych w Klubie Korespondentów Zagranicznych Tajlandii - powiedziała money.pl Monika Jasińska z polskiej ambasady w Bangkoku. - Tanes Petsuwan, zastępca gubernatora ds. Komunikacji marketingowej Urzędu Turystyki Tajlandii, powiedział, że nie jest zadowolony z faktu, że obcokrajowcy podlegają innym cennikom. Zapewnił, że kwestia opłat za wejścia do parków krajobrazowych była już poruszana z Ministerstwem Zasobów Naturalnych i Środowisk.
Jak dodała: - Ceny są determinowane głównie czynnikami ekonomicznymi, a z całą pewnością nie są oparte na uprzedzeniach.
Niestety, jak opowiada nam pan Michał, pojawiły się już pierwsze reakcje na "nieposłuszeństwo" obcokrajowców.
- Twórca grupy, brytyjski podróżnik Richard Barrow, stracił z tego powodu wizę. Nie chciałbym być następny. Dlatego chce zachować anonimowość – wyznaje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl