Blak uruchomił emisję w ubiegłym roku. Na platformie Waves powstało łącznie 21 mln RahimCoinów, ale na giełdę trafiło zaledwie milion. Sprzedać udało się ok. 44 tys. sztuk kryptowaluty, po dolarze za jedną.
Uprawnionych do dywidendy było około 170 osób. Blak podzielił się z nimi… 2,7 tys. zł zysku, co stanowi 1,6 proc. dochodu, jaki przedsiębiorca wykazał w deklaracji podatkowej za 2018 r.
- Jak już niejednokrotnie komunikowałem, mój PIT-37 zbiera to co zarobię, zarówno jako pracownik, prezes, osoba fizyczna, jak i współwłaściciel firm. Otrzymacie więc dywidendy z moich dywidend – ogłaszał Blak podczas internetowej relacji z wypłaty.
Blak jest współwłaścicielem trzech firm: click community, click apps oraz edrone. Zatrudnia ok. setki osób, a jego biznesy generują rocznie ok. 15 milionów złotych przychodu. Do tego prowadzi wykłady i szkolenia. Czy 1,6 proc. dywidendy to dużo? Szczerze mówiąc: nie. Nawet lokaty, których przeciętne oprocentowane waha się od 2,4 proc. do 4 proc., pozwalają zarobić więcej.
- 1,6 proc. to niezły wynik, bo należy porównać go np. z funduszami i spółkami z GPW, które straciły, a większość startupów nie myśli nawet o jakiejkolwiek wypłacie. Nawet duże firmy, które dobrze zarabiają, dywidend nie wypłacają. Nie należy mojego aktywa porównywać do lokaty, bo lokata ma sufit, a pieniądz zainwestowany jest martwy. U mnie jest dywidenda, a akcja mojej osoby pozostaje w rękach kupującego, który może liczyć na wzrost jej wartości – komentuje money.pl twórca RahimCoina.
Jak dodaje, celem wypłaty dywidendy jest zapewnienie podstawowej stopy zwrotu na poziomie inflacji, aby inwestujący nie stracił. Do tego stworzenie szansy zarobienia na innowacyjnym projekcie wysokiego ryzyka.
- Takich szans nie daje lokata. RahimCoin to jak aktywo, które łączy ryzyko z potencjałem na duży zysk – wyjaśnia Blak.
"Pomyśl, co by było, gdybym wtedy w nich zainwestował?"
Jedną z osób, które kupiły RahimCoina jest Mateusz Żeromski, który na co dzień pracuje w branży IT. Co ciekawe, nasz rozmówca nie ukrywa, że kryptowalutę kupił… za pieniądze z rządowego programu 500+.
- Chciałem pokazać, że można z tymi pieniędzmi zrobić coś niestandardowego, a nie tylko konsumować. Niektórzy mnie pytali, czemu nie zainwestuje np. w lekcje języka. Otóż moja córka ma dopiero cztery lata. Chciałem poszukać innego sposobu, który przyniesie większą korzyść. Czy tak będzie przekonam się za pół roku – mówi Mateusz Żeromski.
Jak dodaje: - Pochodzę z małego miasta Hrubieszowa. Wyjeżdżając pomogłem wyrwać się kilku chłopakom, którzy jeszcze w liceum czytali książki o programowaniu. Dziś robią kariery i zarabiają dobre pieniądze. Pomyśl, co by było, gdybym wtedy zainwestował w nich, tak jak teraz w Rahima?
Rahim przyznaje, że zebrane od inwestorów pieniądze chce przeznaczyć na uruchomienie kryptowalutowej giełdy marek osobistych Sapiency. Oprócz niej ma działać aplikacja Yoniee do szybkiego inwestowania w personalne coiny. Planowo ma być do pobrania we wrześniu tego roku.
- Zyski będą zależeć od tego co stworzy człowiek, w którego zainwestowaliśmy. Token personalny jest walutą zaufania do człowieka. I oczywiście tak jak w przypadku każdej inwestycji jest możliwość straty wszystkiego. Absolutnie nic nie gwarantujemy – komentuje dla money.pl Kamil Wasiak, współtwórca aplikacji.
Pomysł inwestowania w personalne coiny budzi sporo kontrowersji. Zdarza się, że np. biznesy twórcy danej kryptowaluty, nie radzą sobie tak dobrze, jak miały. Wartość coina leci na łeb na szyję, a inwestorzy pozostają z niczym. Z takimi problemami mierzył się m.in. Szczepan Bentyn i nabywcy BentynCoina.
- Ambitne, rozwojowe, przedsiębiorcze i oczywiście zyskowne przedsięwzięcia będą mogły zaoferować dużo większy zwrot z inwestycji niż tradycyjna lokata, ale w razie niepowodzenia biznesu, spadku zaufania konsumentów lub zmiany koniunktury potencjalne zyski mogą bardzo gwałtownie stopnieć, a dywidenda nie zostanie wypłacona. Dlatego też wybierając inwestycję w udziałowy token personalny dobrze jest wybierać marki sprawdzone, z aktualnym, dochodowym i funkcjonującym biznesem – komentuje dla money.pl Sebastian Seliga, analityk giełdy BitBay.net
Kamil Gancarz, prezes Blockchain Developement Foundation przypomina, że po zimie 2018 roku wartość aż 82 proc. personalnych tokenów spadła do zera, więc trzeba się cieszyć, że Rahim wypłacił swoim akcjonariuszom zysk.
Wystarczy umieć kodować
Zdaniem eksperta być może lepiej by było, gdyby właściciel własnej kryptowaluty nie wypuszczał jej jako osoba tylko założył do tego spółkę. Powód? Spółka ma obwiązki informacyjne i księgowe, musi dzielić się sprawozdaniami. W przypadku osoby nigdy nie będziemy mieli pewności, czy przypadkiem nie ukrył jakichś dochodów np. za granicą albo po prostu ich nie rozliczył z Urzędem Skarbowym.
- Jeśli spółka nie przestrzega prawa, to można zawiesić jej notowania lub ukarać zarząd. Jeśli bank ma postępowanie sądowe, to tworzy rezerwę na wypadek ewentualnych odszkodowań. Jakie rezerwy miałaby stworzyć osoba fizyczna – pyta retorycznie Kamil Gancarz, prezes Blockchain Developement Foundation.
I dodaje: - Gdy umiera właściciel to spółka nie traci wartości. A co będzie, gdy umrze właściciel własnej waluty? To wszystko wymaga unormowania. I gdy pojawią się odpowiednie regulacje prawne tokeny personalne i innowacyjny token Rahima staną się dużo ciekawszą propozycją inwestycyjną.
Rahim Blak w tym względzie jest spokojny. Jak twierdzi, zabezpieczeniem na wypadek najczarniejszego scenariusza jest jego polisa na życie.
Stworzenie własnej kryptowaluty nie jest skomplikowane. Wystarczy umieć kodować. Znacznie trudniejszym zadaniem jest przekonanie ludzi do tego, by chcieli kupić nasz pieniądz. Rzeczywistość rynkowa pokazuje, że na wypuszczenie własnych kryptowalut najczęściej decydują się gwiazdy sportu. Do rąk inwestorów trafiły prywatne coiny m.in. filipińskiego boksera Mannego Pacquiao, byłego piłkarza Michaela Owena czy Przemysława Salety.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl