Raport Polskich Sieci Energetycznych prowadzi jeszcze dalej. Okazuje się bowiem, że awarię spotęgowały trudne do wykrycia wady stacji elektroenergetycznej Rogowiec pochodzące z lat 80.
Czytaj także: Awaria w Bełchatowie odsłoniła pietę achillesową energetyki. "Przed nami trudny czas w dostawach energii"
Co ciekawe, według wiedzy operatora stacja przechodziła wszystkie niezbędne przeglądy i remonty, które nie wykazywały wady wykonawczej siatki uziemiającej z etapu budowy stacji.
Odpowiedzialny za zajście dyżurny... pomylił szafki sterowania, następnie wyłączył blokadę zabezpieczającą uziemnik przed nieuzasadnionym sterowaniem. Mężczyzna sądził, że steruje odłącznikiem, więc zamknął uziemnik na linię będącą pod napięciem, doprowadzając do zwarcia.
Wydarzenie odbiło się w kraju szerokim echem. Przez Rogowiec z krajowym systemem połączona jest bowiem niemal cała elektrownia Bełchatów, największe krajowe źródło energii elektrycznej.
Jak ustalili kontrolerzy, w normalnych warunkach skutkiem tego błędu byłoby prawidłowe zadziałanie automatyki zabezpieczeniowej. Tak się jednak nie stało. Wszystko z powodu źle wykonanej siatki uziemiającej.
Instalacja uziemiająca miała ponad ośmiokrotnie mniejszy przekrój, niż wynikało to z projektów. Łączny przekrój uziemień powinien mieć ok. 1 tys. mm kw., a w rzeczywistości wynosił 120 mm kw.
Tymczasem z obliczeń wynika, że uziemienie, które byłoby w stanie zaabsorbować prąd zwarciowy, musiałaby mieć ok. 640 mm kw.
PSE podkreślają przy okazji, że dyspozytorzy Krajowej Dyspozycji Mocy zareagowali właściwie, a dzięki szybkim działaniom awaria była dla odbiorców niezauważalna.
Jak tłumaczą, kiedy z sieci w sposób nagły zniknęło ponad 3,6 GW mocy, by ograniczyć niekontrolowany jej napływ z zagranicy, wykorzystano przesuwniki fazowe na połączeniach z Niemcami.
Dyspozytorzy polecili też uruchomienie elektrowni szczytowo-pompowych i pracę z pełną mocą jednostek wytwórczych centralnie dysponowanych. Część krajowych bloków została uruchomiona z postoju.