"Moje dziecko ma świadectwo z czerwonym paskiem i nie dostało się do żadnego liceum". "Samorządy miały czas, żeby się przygotować". "Szkoły nie są z gumy". "Winna reforma edukacji". "Wszystko przez kumulację roczników" - to przegląd słów, które w ostatnich dniach padały w mediach wyjątkowo często. Wszystkie odnosiły się do tego samego - rekrutacji do szkół średnich.
Rekrutacji, dodajmy, która faktycznie jest niezwykła. Prowadzona dwutorowo - z jednej strony dla uczniów, którzy skończyli gimnazja, z drugiej dla tych, którzy skończyli ośmioletnie podstawówki. W efekcie zamiast około 350 tys. o miejsca w szkołach średnich ubiega się 727 170 uczniów. Liczba imponująca, choć polski system już kiedyś musiał poradzić sobie z podobną falą.
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, w 1955 r. urodziło się w Polsce niemal 800 tys. dzieci. 14 lat później szły one do szkół średnich. Kolejne lata to faktycznie spadek liczby urodzin, a w efekcie mniejsza potrzeba miejsc w szkołach.
Żeby jednak nie sięgać po tak archiwalne dane, spójrzmy na liczbę uczniów w liceach ogólnokształcących, bo to im poświęca się najwięcej miejsca w dyskusji o podwójnym roczniku. W roku szkolnym 2019/2020 licea faktycznie odnotują wielki napływ "świeżej krwi". Zgodnie z prognozami MEN, we wszystkich klasach i wszystkich rocznikach znajdzie się 651 927 uczniów. Dla porównania w roku szkolnym 2018/2019 liczba ta wynosiła 470 100 uczniów. Jest różnica.
Porównywanie danych rok do roku może być jednak złudne i prowadzić do błędnych wniosków. Np. takich, że szkół i oddziałów w Polsce jest za mało. Dowodem na to, że jest inaczej, są te same statystyki resortu. Dokładnie przed dekadą bowiem w liceach uczyło się o pięć tysięcy osób więcej.
Poprzednie lata to jeszcze większe różnice. Do tego stopnia, że w roku szkolnym 2003/2004 wszystkich uczniów w liceach było o 100 tys. więcej niż w roku szkolnym, który rozpocznie się 1 września 2019 r.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl