W twojej rodzinie średnie zarobki dorosłych nie przekraczają 1,3 tys. zł na rękę? No to jesteś urzędowo uznany za ubogiego.
W Polsce, jak i w Unii Europejskiej wystarczy mieć dochody poniżej 60 proc. średniej (mediana) w kraju, by zakwalifikować się do takiej kategorii. Według tej definicji biedny dziś, to nie to samo, co biedny kilka lat temu i biedny w Polsce, to co innego niż biedny w Niemczech. Biedny jest po prostu ten, od którego większość sąsiadów jest bogatsza.
Czytaj też: Więcej niż co dziesiąty Polak doświadczył ubóstwa w 2018 roku. Duże różnice między województwami
Jeśli wziąć pod uwagę same wynagrodzenia i emerytury, to w ubóstwie w Polsce żyje aż 24 proc. ludzi - tak wskazują dane z 2017 roku. Ale są przecież jeszcze transfery socjalne. Razem z nimi poziom ubóstwa spada do 15 proc. w 2017 roku. W ubiegłym roku ten poziom zszedł o jeszcze dwa procent w dół. Prawie co dziesiąty człowiek w Polsce nie żyje w biedzie tylko dzięki wypłatom z państwa.
Zobacz też: Polacy są za biedni, więc produkuje się u nas jedzenie gorsze niż na zachodzie
W ubiegłym roku z ubóstwa wydobyło się dwa procent Polaków. Rok wcześniej - 2,3 proc. Te liczby uwzględniają transfery socjalne.
Gdy ich nie uwzględnić, to w 2017 r. (nowszych danych GUS nie ma) bieda spadała o tylko 1,1 proc. Wychodzi na to, że nawet szybko rosnąca w tamtym roku gospodarka (czyt. firmy) zapewniła mniej niż połowę redukcji ubóstwa. Większe wynagrodzenia i mniejsze bezrobocie mniej znaczyły w porównaniu z zasiłkami.
Wieś i małe miasteczka uciekają biedzie
To wypłatom różnych świadczeń - z 500+ na czele - przypisywać należy, że ludzie najbiedniejsi są mniej biedni. Zaległości nadrobili głównie mieszkańcy wsi i małych miasteczek.
W 2014 roku na wsi było aż 24,7 proc. osób urzędowo ubogich, nawet biorąc pod uwagę zasiłki. W 2017 roku wskaźnik ubóstwa spadł tam do 21,5 proc. W najmniejszych miastach (do 20 tys. mieszkańców) zszedł z 16 do 12,7 proc. Poprawa nawet bardziej spektakularna niż na wsi.
W większych miastach zmiany w latach 2014-2017 nie były tak wyraźne. 500+ wyciągnął tam z biedy dużo mniej rodzin. Najwyraźniej dlatego, że na więcej dzieci osoby biedne decydowały się tu rzadziej niż na wsi czy w małych miastach.
Maleje przy tym skala nierówności. Jedna piąta najbogatszych miała w 2017 roku więcej niż 4,69 tys. zł miesięcznie dochodu na rękę, czyli 4,6-krotność tego, ile ten sam odsetek "najbogatszych" z biednych (1,03 tys. zł). Trzy lata wcześniej była to 4,9-krotność.
Polskie wydatki socjalne (jeszcze) skuteczne
Instytut LIS (Luxembourg Income Study) z Luksemburga kierowany przez profesora ekonomii z Uniwersytetu Mediolańskiego Daniela Checchi, podsumował poziom redukcji biedy w 49. krajach w ostatnim półwieczu. Polska, dla której analizowano mniej niż 50 lat, a najstarszym analizowanym rokiem był 1995, wypada na tle innych bardzo dobrze.
Razem z Węgrami i Irlandią jesteśmy na podium krajów, które redukowały ubóstwo najskuteczniej w ostatnim półwieczu. Analitycy LIS doceniają nas za działania w sprawie redukcji biedy szczególnie wśród dzieci.
Według analizy instytutu z Luksemburga, w Polsce poziom ubóstwa spadł od 1995 roku o aż 29 proc. Z tego 29,5 pkt. proc. to konsekwencja transferów socjalnych, a 0,5 pkt. proc. to ujemny efekt wyższych podatków.
Bez większych efektów są natomiast działania Grecji, Holandii, Dominikany, Japonii, Gwatemali, Korei Południowej i Szwajcarii. Pierwszy z tych krajów wydał zresztą już z budżetu wszystko co mógł, zadłużając przy okazji obywateli na lata.
Ekonomiści LIS wskazują przy tym, że jesteśmy w dość małej grupie państw, gdzie wzrost wydatków budżetowych na "socjal" o 1 proc., zmniejsza poziom ubóstwa o ponad 1 proc. Oprócz Polski w tej grupie są RPA, Wielka Brytania, Irlandia i Czechy.
Ujemny efekt był w Gwatemali, gdzie każdy jeden procent więcej wydatków państwa zwiększał liczbę biednych o 0,3 proc. Domyślać się można, że wzrost wydatków państwa powiązany był tam z większą opresją podatkową na gospodarkę, więc zamiast poprawy wyszło coś odwrotnego i biednych tylko przybyło.
To coś jak krzywa Laffera w odniesieniu do podatków, którą udowodnił kiedyś premier Leszek Miller. Radykalna redukcja stawki akcyzy na alkohol dała za jego rządów wzrost dochodów budżetu. W Gwatemali wzrost wydatków na biednych powiększa biedę.
Polska socjalna jak Szwecja?
Problem w tym, żeby dostrzec moment, w którym dalsze wydawanie pieniędzy na "socjal" przysparza więcej problemów niż pożytków. Na przykład, gdy przyzwyczaja ludzi do bierności lub zbytnio obciąża efektywną część gospodarki, która przez nacisk państwa przestaje tworzyć miejsca pracy i dawać szanse na większe zarobki. Ekonomiści LIS zauważają, że w krajach rozwiniętych skuteczność wydatków państwa jest już bardzo niska i dalsze wydatki wcale nie poprawiają sytuacji.
Polska jest przy tym w czołówce państw z wysokim udziałem transferów socjalnych w budżecie. Stanowią ponad 28 proc. wydatków państwa. Większy procent przeznacza na te cele Francja, Grecja, Węgry, Włochy, Serbia i Słowenia, a tyle samo co my wydaje Szwecja.
Oczywiście do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze, czy 500+ to na pewno transfer socjalny, czy może forma obniżki podatków. Było nie było większość dostaje wypłatę bez względu na dochód. Wersja z "piątki Kaczyńskiego" już w ogóle zlikwiduje temat dochodów, bo świadczenie należeć się ma na każde dziecko, czyli również tych bogatych. Prosocjalny efekt programu wynikać będzie wtedy już tylko z tego, że zazwyczaj więcej dzieci mają ludzie biedniejsi niż ci bogatsi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl