Polska kultura musiała zaczekać na literackiego Nobla aż 23 lata. Nagrodę za 2018 rok – przyznaną wstecznie, gdyż w ubiegłym roku z uwagi na skandale w Akademii Szwedzkiej z wręczenia nagrody zrezygnowano – dostała Olga Tokarczuk.
Sukces przekuł się w większe zainteresowanie dziełami autorki. Nawet minister kultury Piotr Gliński przyznał, że nadrobi niedoczytane lektury. Marcin Baniak, dyrektor działu promocji Wydawnictwa Literackiego, które od 18 lat opiekuje się twórczością Tokarczuk, mówi: "ruch jest spory", ale dodaje też, że w księgarniach książek nie powinno zabraknąć.
- W ciągu kilku godzin z naszych magazynów wyjechało kilkadziesiąt tysięcy książek, co daje ok. 80 proc. asortymentu. Aktualnie czekamy na dodruk. Sądzę, że do końca roku sprzedamy ok. 200 tys. książek Olgi Tokarczuk – powiedział money.pl Marcin Baniak.
Po ogłoszeniu przyznania nagrody czytelnicy rzucili się do poszukiwania tytułów w internecie. Dostajemy sygnały, że na platformach sprzedażowych, m.in. Allegro, Empik.pl czy Bonito, książki Olgi Tokarczuk znikają w niespotykanym tempie.
Na tym nie koniec. Skoro jest popyt, to rośnie też cena. Średnio za powieść "Księgi Jakubowe" trzeba zapłacić od 41 do 50 zł. Ale księgarnia Matras podniosła cenę do prawie 70 zł. Z kolei cena książki "Bieguni" zaczyna się od 25 zł i rośnie w niektórych księgarniach do nawet 48 zł za egzemplarz.
I teraz trzeba sobie zadać zasadnicze pytanie: kto najwięcej zarobi na zwiększonym nakładzie? Odpowiedź: raczej nie autor.
Jak policzyła fundacja Bęc Zmiana, przy średniej cenie książki, która wynosi ok. 35 zł, niemal 40 proc. tej kwoty stanowi marża dystrybutora i sprzedawcy. Ok. 5 zł zabiera drukarnia, kolejne 5 zł z groszami trafia do działów odpowiedzialnych za promocję (może to być rolą samego wydawnictwa).
Następnie 1,80 zł trafia do budżetu państwa w formie podatku VAT (na książki obowiązuje 5-procentowa stawka), niecałe 4 zł zatrzymuje oficyna, natomiast autorowi pozostaje nieco ponad 4 zł od sprzedanego egzemplarza.
Przy prognozach wydawnictwa sprzedaż powieści Olgi Tokarczuk powinna przynieść ok. 7 mln zł przychodu. Przy naszych wyliczeniach oznacza to, że autorka mogłaby liczyć na ok. 800 tys. zł.
Nic więc dziwnego, że z sukcesu Olgi Tokarczuk najbardziej cieszą się sieci sprzedaży, jak np. Empik. Firma z dumą informuje, że w ciągu 10 godzin sprzedała 12 tys. egzemplarzy książek noblistki – zarówno wydań drukowanych, jak i audiobooków i e-booków.
Najchętniej wybierane pozycje to "Bieguni", "Księgi Jakubowe" oraz "Prawiek i inne czasy". Do końca dnia czytelnicy kupili w sklepach stacjonarnych 5 tysięcy egzemplarzy tych książek. Uśredniając, dało to Empikowi ok. 200 tys. zł przychodu, a dla autorki – ok. 22 tys. zł.
Tokarczuk już teraz jest bogatsza o ok. 3,5 mln zł. Tyle bowiem wynosi w przeliczeniu wartość pieniężnej nagrody Akademii Szwedzkiej. Pisarka nie będzie musiała oddawać fiskusowi ani złotówki. Jak pisaliśmy w money.pl, minister finansów Jerzy Kwieciński zadeklarował, że zwolni autorkę z obowiązki opłacenia daniny za nagrodę.
Polska pisarka, poetka i eseistka opublikowała 18 dzieł (a wliczając prace zbiorowe - 28), a niektóre z nich – jak powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych” czy opowiadanie "Żurek" – doczekały się ekranizacji, zarówno w kinie, a także jako spektakle Teatru Telewizji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl