Na wyznaczenie egzaminu praktycznego na prawo jazdy kategorii B trzeba obecnie czekać nawet miesiąc. Za ten stan rzeczy odpowiada pandemia, ale również przepisy, które obowiązują od początku roku. Zamiast sprawić, że egzamin będzie się odbywał w sposób bardziej płynny, niepotrzebnie "usztywniają go".
Ministerstwo Infrastruktury chce naprawić sytuację, która samo skomplikowało – informuje "Rzeczpospolita". Proponuje więc skrócenie egzaminu z 50 minut do 45.
Po drugie, egzaminy, jeśli egzaminowany nie stawił się w WORD i egzamin się nie odbył, nie ma być wliczany do liczby egzaminów, które danego dnia przeprowadził egzaminator. Po trzecie, WORD-y będą mogły zatrudniać na sześć miesięcy jako egzaminatora nadzorującego osobę niespełniającą jednego z wymogów przewidzianych w przepisach. Osoby te będą więc miały uprawnienia, ale tylko dwuletnie doświadczenie w egzaminowaniu.
Wreszcie, propozycja nowelizacji, która trafiła do Rządowego Centrum Legislacji, przewiduje umożliwienie szkolenia na egzaminatorów w mniejszych ośrodkach, a nie jak obecnie – wyłącznie w ośrodkach doskonalenia techniki jazdy wyższego stopnia.
Kursanci z pewnością przyklasną, bo zależy im na tym, by między zakończeniem kursu a egzaminem upłynęło jak najmniej czasu. A pozostali zainteresowani, czyli na przykład egzaminatorzy zrzeszeni w Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców?
Jej prezes Krzysztof Bandos przekonuje, że skrócenie egzaminu może doprowadzić do tego, że kursant nie ze swojej winy nie zdąży wykonać wszystkich wymaganych manewrów.
Nie podoba mu się, że ministerstwo gotowe jest czasowo dopuścić do pracy egzaminatorów nadzorujących , którzy nie posiadają wymaganego doświadczenia. Mówi, że ich rola jest tak istotna, że nie można tu sobie pozwolić na pobłażliwość.