W listopadzie 2022 r. populacja świata przekroczyła 8 miliardów osób. W 2010 r. było to jeszcze 7 miliardów. Jak pisze "Obserwator Finansowy", według szacunków światowa populacja będzie rosła przez znaczną część XXI w., lecz w coraz wolniejszym tempie.
Grozi nam nie przeludnienie, a depopulacja, która wpłynie na gospodarkę każdego kraju. Zapaść demograficzna odbije się na systemie emerytalnym, przemodeluje gospodarkę i może nas wiele kosztować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapaść demograficzna na świecie. Co to dla nas oznacza?
Na blogu Międzynarodowego Funduszu Walutowego dwóch ekonomistów David E. Bloom i Leo M. Zucker zwracają uwagę, że w latach 1970-2020 współczynnik płodności obniżył się we wszystkich krajach świata. Chociaż liczba ludności świata nadal rośnie, to tempo tego przyrostu maleje.
Starzenie się populacji jest wszechobecnym i dominującym globalnym trendem demograficznym, ze względu na malejącą płodność, rosnącą długowieczność i progresję dużych kohort w starszym wieku (przybywa seniorów, którzy stanowią coraz większy odsetek w społeczeństwie – przyp. red.) – cytuje ich analizę "Obserwator Finansowy".
Widać to doskonale w Chinach. Jak wynika z oficjalnych danych, w 2022 r. po raz pierwszy od 60 lat odnotowano tam ujemny przyrost naturalny. Zmiany demograficzne – jak podkreślają eksperci – sprawiają, że w Chinach zbliża się kryzys demograficzny. Może do niego jednak dojść szybciej, niż się wydaje. To dlatego, że chińskie dane mogą być fałszowane.
Największy kryzys od tysiącleci?
Na początku roku pisaliśmy w money.pl o analizie Yi Fuxiana, niezależnego eksperta specjalizującego się w sprawach chińskiej demografii. Jego zdaniem ludność świata mogła wcale nie przekroczyć jeszcze granicy 8 miliardów, do czego według ONZ miało dojść w połowie listopada 2022 r. i "być może nigdy nie przekroczy 9 miliardów".
Jak szacuje ekspert, już w latach 2031-35 wszystkie chińskie statystyki demograficzne mają być gorsze niż w USA. Chiny w ogóle będą miały problem, by osiągnąć 30 proc. poziomu amerykańskiego PKB na osobę.
To wszystko sprawia też, że obserwowana bańka na chińskim rynku nieruchomości jest jeszcze poważniejsza, niż się wydaje. Choćby dlatego, że dużo więcej wybudowanych na kredyt mieszkań może nie znaleźć nigdy kupca.
Chińskie władze powinny zaakceptować gorzką prawdę: to, co czeka Chiny, to nie wzrost i renesans, tylko kryzys demograficzny niewidziany tutaj od tysięcy lat – diagnozuje Fuxian.
A co z resztą świata?
Reszta świata wcale nie ma łatwiej niż Chiny. Jeśli bowiem dojdzie do kryzysu demograficznego i nie uda się mu sprostać, to konsekwencje, jak przekonuje "Obserwator Finansowy", "okażą się niezwykle poważne".
"Od wzrostu chorób związanych z wiekiem, przez nadmierne obciążenie systemów ochrony zdrowia i emerytalnego aż po spadającą jakość życia osób starszych wynikającą z przeciążenia pracujących" – czytamy.
W tym kontekście spore problemy mogą mieć Włochy i Francja. I to już w 2030 r.
Jedynym ratunkiem stanie się tam przeprowadzenie radykalnych reform, jak na przykład wzrost podatków konsumpcyjnych (podatki od pracy już są wysokie), zwiększenie wieku emerytalnego czy zmniejszenie stopy zastąpienia (stosunek emerytury do ostatniej pensji). Obciążenie finansów związane z kryzysem demograficznym nie ogranicza się jednak do systemu emerytalnego. Może bowiem skutkować również nadmiernym obciążeniem systemu finansów publicznych w kwestii ochrony zdrowia – przekonuje "OF".
Zapaść demograficzna odbije się na całej gospodarce. Niektóre branże zyskają na starzejącym się społeczeństwie, inne z kolei stracą. Bilans może być nieoczywisty. Coraz mniejsza liczba osób wchodzących na rynek pracy może oznaczać mniej innowacji i inwestycji.
Dlatego, jak podkreśla serwis, tak ważne jest zachęcanie seniorów do pracy, promowanie oszczędzania na starość (jak PPK w Polsce), czy kontrolowany – i co bardzo ważne – przyjazny ludzkości rozwój sztucznej inteligencji.