Dziennik zwraca uwagę, że potrzeby pożyczkowe brutto w przyszłym roku mogą wynieść 270 mld zł, co daje nawet 8,1 proc. PKB. Są to pieniądze, które rząd "musi pozyskać na pokrycie bieżącego deficytu oraz na spłatę przypadającego na dany rok zadłużenia" - pisze "RP". Ta rekordowa kwota może być jednak jeszcze większa.
Dlaczego? W prognozach rządu na przyszły rok nie wpisano części przedsięwzięć, które zdaniem analityków, zostaną zrealizowane. Np. chodzi o przedłużenie tarczy antyinflacyjnej, z której PiS w roku wyborczym nie będzie chciało zrezygnować.
Wygaszenie tarczy z końcem 2022 r. oznaczałoby, że inflacja niejako z automatu podskoczyłaby do 17 proc. na początku przyszłego roku, nawet przy braku podwyżek taryf energetycznych dla gospodarstw domowych - wyjaśnia dla "RP" Marcin Luziński, ekonomista Santander Bank Polska. Koszt przedłużenia tarczy to 33 mld zł - zauważa.
Inni ekonomiści zwracają uwagę na rolę 14. i 15. emerytury w kampanii wyborczej. W tym przypadku chodzi o kolejne 23 mld zł. Natomiast w przypadku ewentualnej waloryzacji programu "500 plus" na "700 plus" wydatki budżetu państwa zwiększą się o 15 mld zł. W projekcie budżetu nie ma nic o kryzysie energetycznym pod kątem instrumentów pomocowych. A to, zdaniem Credit Agricole Bank Polska, następne 47 mld zł - i to tylko dla gospodarstw domowych.
"W sumie bank wylicza, że powyższe dodatkowe działania mogą zwiększyć potrzeby pożyczkowe brutto o ok. 120 mld zł, do ok. 390 mld zł. W relacji do PKB wyniosłyby one 11,7 proc. i byłyby największe od 2010 r." - czytamy. A to nie koniec, bo następne 100 mld zł to potrzeby samorządów i emisja obligacji na fundusze pozabudżetowe.
NBP z odsieczą
Pomóc może NBP. Chodzi o skup rządowych obligacji tak jak w trakcie pandemii COVID-19. NBP posiada już papiery warte 143 mld zł.
Nie można też tego wykluczyć. Ale byłoby to bardzo ryzykowne działanie. W obliczu bardzo wysokiej inflacji w Polsce i w sytuacji, gdy główne banki centralne zacieśniają politykę pieniężną, mogłoby być postrzegane przez inwestorów jako ruch w stylu tureckim. A to mogłoby uderzyć w złotego i inne aktywa - stwierdza Luziński. - Chyba że stałoby się to w momencie, gdy globalny wzrost gospodarczy przysiądzie, pojawią się perspektywy spadku inflacji i luzowania w polityce monetarnej.
Znacznie dosadniej w tym kontekście wypowiada się Sławomir Dudek. W ocenie głównego ekonomisty FOR, ponowny skup obligacji to "szalony scenariusz przy tak wysokiej inflacji i wysokich stopach procentowych".