W czwartek Główny Urząd Statystyczny (GUS) poinformował o niemal 10-procentowym wzroście wynagrodzeń w skali roku i blisko 1-procentowym zwiększeniu zatrudnienia w średnich i dużych firmach. Szczególnie kwestia płac może rozpalać wyobraźnię wszystkich tych, którzy już dawno nie dostali podwyżki.
Przypomnijmy, że takiego wzrostu średniego wynagrodzenia w Polsce nie było od ponad dekady.
Ekonomiści jednak uspokajają i podkreślają, że to magia statystyki. Jeśli przyjrzymy się szczegółom i ustalimy przyczyny takich wzrostów, efekt "wow" jest zdecydowanie mniejszy.
- Kwietniowe dane przyniosły duże wzrosty dynamik zatrudnienia i wynagrodzeń. To jednak efekty czysto statystyczne - podkreśla Jakub Rybacki, ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Warto bowiem zauważyć, że zarówno zatrudnienie jak i średnia płaca w kwietniu, były niższe niż w marcu, odpowiednio o 0,2 proc. i 2 proc. Dopiero po porównaniu statystyk z tymi sprzed roku dynamika robi wrażenie. Dlatego, że w kwietniu 2020 poprzeczka była bardzo nisko zawieszona, bo był to pierwszy pełny miesiąc z restrykcjami związanymi z koronawirusem. Wtedy zarówno statystyki zatrudnienia, jak i płac wyraźnie się pogorszyły.
Będzie lepiej
Ekonomiści, tłumacząc statystyki, lekko umniejszają znaczenie tak silnego wzrostu np. dynamiki płac. Jednak wskazują, rynek pracy jest mocny i będzie tylko lepiej.
- Maj będzie jeszcze lepszy. Otwieranie gospodarki i powrót do zwiększonej aktywności, powinien przyczyniać się do wzrostu popytu na pracowników m.in. w branży hotelarskiej oraz gastronomicznej i zapewne także do dalszego wzrostu płac - wskazuje Monika Kurtek, ekonomistka Banku Pocztowego.
Uważa, że pracodawcy stawać będą przed wyzwaniem "zachęcenia" pracowników do powrotu oraz "rekompensowania" im rosnących cen.
- Rynek pracy, jak się wydaje, najgorsze ma za sobą, choć oczywiście wiele firm po pełnym otwarciu gospodarki będzie musiało zweryfikować możliwości dalszego istnienia na rynku, niektóre najprawdopodobniej wymagać będą restrukturyzacji bądź nawet zamknięcia, co może przekładać się jeszcze w niektórych obszarach na redukcję zatrudnienia - zastrzega.
Sugeruje jednak, że osoby tracące pracę dość szybko powinny znajdować ją w innych miejscach czy sektorach.
Także ekonomiści Pekao oczekują poprawy w maju. Podpierają się przy tym danymi GUS o najlepszych nastrojach konsumentów od kwietnia zeszłego roku. Mowa m.in. o najmniejszym odsetku ankietowanych obawiających się o utratę pracy.
Nie tylko konsumenci są optymistycznie nastawieni. Także przedsiębiorcy ankietowani przez GUS widzą przyszłość w jaśniejszych barwach. W kontekście perspektyw tworzenia nowych miejsc pracy oceny w przemyśle i handlu są lepsze niż tuż przed pandemią. Choć warto też zauważyć, że ożywienie najwolniej dociera do branży budowlanej oraz usług.
- Wyraźnego i trwałego wzrostu zatrudnienia w firmach oczekujemy dopiero w drugiej połowie 2021 roku - komentuje sytuację Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole. Tłumaczy, że będzie to możliwe po ustąpieniu negatywnego wpływu dostosowania zatrudnienia w przedsiębiorstwach na skutek "odhibernowania" rynku pracy, czyli wygaśnięcia pozytywnego wpływu pierwszej tarczy finansowej na zatrudnienie.
Co z zarobkami?
Wzrostów średniego wynagrodzenia na poziomie 10 proc. już raczej nie będzie, ale dynamika powinna być solidna, podobna do tej sprzed pandemii.
"Utrzymujące się braki pracowników i sugerowana przez Szybki Monitoring NBP presja na wzrost wynagrodzeń sprawią, że dynamika płac w całym roku będzie się kształtować w przedziale 6-7 proc." - szacują ekonomiści PKO BP.
- Po ustaniu wahań związanych z niższą bazą porównawczą, wzrost wynagrodzeń powróci w okolice 5 proc. w trzecim kwartale - ocenia Jakub Rybacki z PIE.
Ostrzega jednak przed hurraoptymizmem. Miesięczny Indeks Koniunktury przygotowywany przez PIE i BGK wskazuje, że od początku roku coraz mniej firm planuje podwyżki wynagrodzeń.