W poniedziałek podczas szczytu Trójmorza pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski rozmawiał z sekretarzem energii USA Danem Brouillette.
Jak zapowiadał szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski, politycy skupili się na polsko-amerykańskiej umowie o partnerstwie na rzecz rozwoju Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ).
Efektem rozmowy jest podpis sekretarza Brouillette pod umową międzyrządową o współpracy między rządami Polski i USA w celu rozwoju PPEJ. Jako że rozmowa była zdalna dopiero po otrzymaniu egzemplarzy umowy podpisanych amerykańską stronę, niezwłocznie podpisze ją Piotr Naimski.
Co jest w umowie? W ciągu najbliższych 18 miesięcy zarówno Polska, jak i USA mają sporządzić wspólny raport. To on będzie podstawą dla rządu Morawieckiego, który pomoże w ostatecznym wyborze partnera do realizacji budowy elektrowni atomowej.
Równolegle czołowe amerykańskie firmy sektora cywilnej energetyki jądrowej mają już prowadzić prace przygotowawcze i projektowe dotyczące budowy elektrowni jądrowych w naszym kraju. W tym też czasie oba rządy i amerykańskie instytucje finansowe opracują różne opcje finansowania projektu.
Łańcuch interesów
Jak porozumienie oceniają eksperci?
- Zadziwia mnie te 18 miesięcy. Już po tym czasie mogę domniemywać, że zawartość ostatecznej umowy zależeć będzie od tego, co Amerykanie nam przygotują. Ten czas pozwala USA przygotować ofertę powiązana łańcuchem korzystnych dla nich wzajemnych interesów - mówi prof. Krystyna Bobińska ekspertka do spraw energetyki Instytutu Sobieskiego.
Nasza rozmówczyni zwraca również uwagę na inny kontekst. - Jeżeli Trump nie wygra wyborów, to niewykluczone, że trzeba będzie to opracowywać na nowo. Nie wiemy nawet, czy nowa administracja, będzie tym zainteresowana - mówi prof. Bobińska.
Dr Krzysztof Rzymkowski ekspert Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, nie kryje radości z tego, że może to być zapowiedź nowego otwarcia w sprawie, w której więcej się mówi, niż robi.
- Duży krok po 20 latach odkładania na później. Cięgle budowę elektrowni jądrowej w naszym kraju przesuwa się pod różnego rodzaju pozorami. Pojawia się koncepcja konsorcjum australijsko-rosyjskiego, potem jest mowa o Koreańczykach, Francuzach. Czas się kończy - mówi Rzymkowski.
Nasz rozmówca wielokrotnie brał udział w spotkaniach dotyczących PPEJ. Jak relacjonuje, za każdym razem słyszał zapewnienia, że idziemy do przodu, że wykonawcę poznamy za chwilę, że dostawca technologii już prawie wybrany.
Wybór polityczny
- Potem jednak okazywało się, że nic z tego. Wracał problem finansowania, który powiązany jest z technologią. Te amerykańskie porównywalne są zarówno do japońskich, jak i francuskich, ale obawiam się tylko ceny. Skoro już deklarujemy, że to będzie dostawca amerykański, to zawężamy pole negocjacji. Trochę jak przy naszych wyborach sprzętu wojskowego, może potem okazać się, że przyjdzie nam za to słono zapłacić - przekonuje Rzymkowski.
Jak dodaje, jest to też oczywiście wybór polityczny. USA dla obecnego rządu jest najważniejszym z sojuszników.
- Trzeba wybrać dostawce i w obecnej sytuacji w Europie i na świecie też byłabym bardziej skłonna do wyboru amerykańskiej technologii. Oczywiście są jeszcze Francuzi, którzy mają doświadczenie i technologie, i są też inni dostawcy. Jednak myśląc geopolitycznie, trzeba pamiętać, że USA staje w obronie krajów, z którymi łączą je interesy - mówi prof. Krystyna Bobińska.
Przypomnijmy, że w PPEJ rząd zakłada budowę sześciu reaktorów jądrowych o łącznej mocy 6-9 GW. W tym planie wybór technologii ma nastąpić jeszcze w 2021 r., w 2022 r. ma zostać zatwierdzony wybór lokalizacji pierwszej elektrowni. Budowa ma ruszyć w 2026 r., a pierwszy reaktor ma wystartować w 2033.
Koszt... nieznany
Rząd bierze pod uwagę dwie lokalizacje: Lubiatowo - Kopalino oraz Żarnowiec. Jeśli z różnych względów nie będzie to możliwe, to brane są pod uwagę również Bełchatów i Pątnów.
- Jeżeli chcemy zdążyć, to trzeba zacząć jutro. Przecież dajemy 18 miesięcy na przygotowanie raportu, a od wbicia łopaty w ziemie, do uruchomienia reaktora potrzeba co najmniej 10 lat - mówi Krzysztof Rzymkowski.
A ile może nas to kosztować? Jak wyjaśnia ekspert, nie ma tu jasnego cennika. Przy ostatnich inwestycjach za 1 GW mocy z elektrowni jądrowej trzeba było zapłacić ok. 5 mld dol. (19,3 mld zł). Cały program do 9 GW byłby zatem wart nawet 173 mld zł.
Ministerstwo Klimatu w komentarzach do uwag PPEJ nie odniósł się do szacowanych kosztów, bo ma być to możliwe dopiero po uzyskaniu oferty.
Jednak MK ostrożnie szacuje, że może to być na "poziomie jednej trzeciej nakładów” dla budowy np. bloku Olkiluoto 3 za 17 mld euro (77,3 zł). Ten fiński blok ma moc 1,6 GW, zatem 9 GW mocy przy jednej trzeciej kosztów oznaczałoby wydatek rzędu 144 mld zł.