- To się w głowie nie mieści. Już nie mamy sił - mówi money.pl zdenerwowany Bogusław Żukowski z okolic Węgorzewa. Nasz rozmówca jest winien fiskusowi 65 tys. zł. I to mimo ok. 100 wyroków potwierdzających, że ulga meldunkowa była pułapką na uczciwych podatników.
- Skarbówka zażądała 112 tys. zł. Poszliśmy do sądu z wnioskiem o umorzenie tej należności. Sprawę i kwotę podzielono na dwa oddzielne postępowania. Żona wygrała, ja przegrałem. Orzekał ten sam sąd, a sprawy są identyczne, bo to przecież to samo wspólne mieszkanie i ten sam zmyślony, wyssany z palca podatek - nie kryje żalu 68-latek.
- Nawet w skarbówce, która przecież przez lata nas ścigała za tę ulgę, dziwili się jak to możliwe - dodał.
Żeby było ciekawiej, to w obu składach orzekających zasiadała ta sama sędzia. Raz uznała, że interes społeczny nakazuje umorzyć żądanie skarbówki w stosunku do żony Żukowskiego. W uzasadnieniu wyroku dla Bogusława nie zauważyła interesu społecznego i wniosek o umorzenie należności został oddalony.
- Nie jest rolą rzecznika prasowego dokonywanie oceny orzeczeń sądu. Do tego jest powołany sąd wyższej instancji. Wyrok z uzasadnieniem został już przesłany pełnomocnikowi strony skarżącej. Data doręczenia otworzy termin do zaskarżenia tego wyroku - mówi money.pl sędzia WSA w Olsztynie Alicja Jaszczak-Sikora, pełniąca również funkcję rzecznika.
Niestety nie możemy zapytać sędzi orzekającej o powody podjęcia takiej decyzji. Rzeczniczka WSA zapowiedziała, że jest jedyną osobą w WSA w Olsztynie, która kontaktuje się z mediami.
Wyrok żony Żukowskiego jest już prawomocny. Fiskus nie zdecydował się zaskarżać wyroku WSA i zrezygnował z dalszego domagania się uiszczenia podatku.
Pan Bogusław nie zamierza się poddawać i - jak twierdzi - od wyroku najpewniej się odwoła. Najpierw jednak musi otrzymać wyrok wraz z uzasadnieniem, którego spodziewa się "na dniach".
Czym była ulga meldunkowa ?
Bogusław z żoną i tysiącami Polaków zostali zmuszeni do zapłacenia podatku, którego nie musieli płacić. Sądy potwierdzają to od 2017 roku.
Według MF w Polsce mamy ok. 18,6 tys. "ulgowiczów". Chodzi o osoby, które nabyły, dostały w darowiźnie bądź odziedziczyły mieszkanie w latach 2007-2008, były w nim zameldowane przez ponad rok i przed upływem 5 lat od nabycia lub odziedziczenia sprzedały je i nie dostarczyły do skarbówki oświadczenia o tym, ze były tam zameldowane.
Dodajmy, oświadczenia zupełnie niepotrzebnego, bo potwierdzającego jedynie to, o czym skarbówka doskonale wiedziała. Tak właśnie sądy w całej Polsce uzasadniały wyroki korzystne dla "ulgowiczów".
Przez prawie 7 lat sądy podchodziły do sprawy jednolicie i oddaliły ponad 1000 skarg ulgowiczów meldunkowych. Co więcej przyzwalały na stawianie im zarzutów karnych.
Dopiero po zaangażowaniu się w pomoc tym skrzywdzonym obywatelom zaangażowała się Fundacja Praw Podatnika doszło do zmiany podejścia. Co charakterystyczne i zdumiewające najpierw odpuściła skarbówka a dopiero potem sądy. Zdumiewające bo powinno być odwrotnie.
Skarbówka odpuściła
W listopadzie 2018 r. po kolejnych wygranych sprawach w sądzie i naszych artykułach na ten temat, fiskus w końcu zmienia postępowanie. Wiceszef KAS w specjalnej instrukcji dla podległych mu urzędów nakazał zaprzestać urzędnikom ścigania "ulgowiczów", których jedynym wykroczeniem było niedostarczenie oświadczenia.
Pan Bogusław mieszkanie służbowe wykupił w 2007 roku. Cztery lata później sprzedał je i był zapewniany w urzędzie skarbowym, że nie musi płacić żadnego podatku, bo jest tzw. ulga meldunkowa. Nikt nic nie mówił o oświadczeniu. - Poza tym co miałem tam napisać? Przecież mieszkałem w sprzedanym mieszkaniu 27 lat i co roku niosłem PIT z adresem do fiskusa - denerwuje się.
Jednak w 2015 r. urząd zażądał od niego pieniędzy. - Z żoną jesteśmy emerytami. Postanowiliśmy, że nic nie będziemy płacić, bo to nieuczciwe. Poza tym skąd mam wziąć 65 tys. zł? Z emerytury? - pyta rozżalony Bogusław.
Inne standardy
O komentarz do sprawy pana Bogusława pytamy Marka Isańskiego, prezesa Fundacji Praw Podatnika, dzięki której udało się w Polsce zmienić linię orzeczniczą w sprawie tego zmyślonego podatku.
Isański przywołuje to przykład Holandii, gdzie z powodu skandalu podatkowego wobec 10 tysięcy obywateli rząd podał się do dymisji. Oba skandale podatkowe są bardzo podobne. W Holandii skarbówka, mimo nadzoru rządu, zaczęła wszczynać wobec ok. 10 tys. rodzin pobierających zasiłki na dzieci bezpodstawnie postępowania o wyłudzenia.
- Rząd, którego zadaniem, podobnie jak w Polsce, jest nadzór nad administracją podatkową, jak tylko zauważył ten błąd, nie tylko od razu zwrócił zabrane pieniądze, ale również przeprosił pokrzywdzonych i wypłacił odszkodowanie po 30 tysięcy euro każdej rodzinie - mówi prezes FPP.
- Nie o dymisję rządu mi jednak chodzi, bo ona zawsze ma jakieś polityczne tło. Chodzi o to jak władza powinna reagować na wyrządzoną obywatelom krzywdę. Chodzi o świadomość, że nieodległy kraj całkiem inaczej podchodzi do obywateli i ich praw. To pokazuje, jak wielka dzieli nas przepaść - gorzko puentuje.