Na początku marca tego roku firma Lime – największa wypożyczalnia hulajnóg elektrycznych na świecie – z dumą informowała o wprowadzeniu na rynek pojazdów nowej generacji, które pojawiły się najpierw w Wiedniu. Dwa tygodnie później na Twitterze firmy pojawił się zupełnie inny komunikat. Z powodu koronawirusa Lime postanowił zawiesić działalność w 23 krajach, w tym w Polsce.
"Na wszystkich naszych rynkach, poza Koreą Południową, rozpoczynamy proces wyłączania naszych usług, z uwagi na zdrowie publiczne. Lime będzie przyglądać się sytuacji, utrzymując stały kontakt z krajowymi regulatorami" – czytamy w komunikacie firmy.
O cięciach zdecydował także inny operator – Bird. Firma zawiesiła działalność w USA oraz we wszystkich miastach europejskich, w tym w Krakowie.
Dwie firmy z branży podjęły decyzje w momencie, gdy sezon na hulajnogi powoli się rozpoczynał. W ubiegłym roku na przełomie marca i kwietnia w mediach było pełno komunikatów o kolejnych pojazdach, które zalewają polskie miasta.
Przedstawiciele służb medycznych twierdzą, że przed nami największa fala zakażeń koronawirusem. Obywatelom nakazuje się pozostanie w domach. To może oznaczać, że nie będzie komu korzystać z miejskich hulajnóg. W domu raczej nikomu nie będą one potrzebne.
Twórcy hulajnogowych firm nawet w czasie prosperity mieli problem z utrzymaniem rentowności. Jak opisywał portal The Verge, firma Bird – która nie narzekała na brak użytkowników – traciła na jednym urządzeniu niemal 300 dolarów. Problem polegał na tym, że hulajnogi szybko się zużywały i były w stanie wytrzymać na ulicy zaledwie miesiąc. Tymczasem model biznesowy zakładał, że zysk pojawi się po pięciu miesiącach.
W Polsce wyzwaniem okazało się też niefrasobliwe zachowanie użytkowników, polegające na porzucaniu hulajnóg byle gdzie. Służby miejskie rekwirowały sprzęty. Do tego wszystkiego zakradł się chaos prawny. Dla policji osoba poruszająca się na elektryku była pieszym, a użytkownicy hulajnóg – wedle przepisów – nie mogli korzystać ze ścieżek rowerowych i jezdni.
Przyszłość przed hulajnogowymi biznesmani nie maluje się więc w kolorowych barwach. Jak podał Bloomberg firma Lime traci gotówkę, a za dwanaście tygodni będzie miała puste konto.
Zupełnie inaczej na to wszystko zareagował polski startup Blinkee, który dostarcza na rynek hulajnogi, rowery i skutery. Podczas gdy inni zwijają żagle, firma postanowiła nieco zmienić swój model i działać dalej.
- Według wszystkich badań w tym momencie transport indywidualny jest najbezpieczniejszy, dlatego nie chcemy zostawiać naszych użytkowników. Musimy obsługiwać ludzi, którzy zostają w domach, pod względem dostarczania jedzenia. Niektórzy muszą mieć czym dojeżdżać do pracy - mówi money.pl prezes Blinkee Marcin Maliszewski.
- Nie nastawiamy się na to, że teraz będziemy zarabiać. Mamy pieniądze, które odłożyliśmy w ubiegłym roku i które planowaliśmy zainwestować, ale wydamy je na działalność operacyjną. Jeśli firmy będą z nami współpracowały, restauratorzy będą dowozili jedzenie, to przetrwamy finansowo pandemię, bez względu na to, jak długo ona będzie trwała – dodaje.
Z kolei firma Hive zebrała hulajnogi do pięciu swoich magazynów, aby je odkazić i przekazać nieodpłatnie firmom i organizacjom, którym taki środek transportu mógłby się przydać.
- Aktywnie poszukujemy możliwości nieodpłatnego udostępnienia naszych pojazdów wszelkim służbom i organizacjom, które z poświęceniem pracują na rzecz całej społeczności. Stąd mamy apel - jeżeli komukolwiek i gdziekolwiek przydałyby się elektryczne hulajnogi, prosimy o kontakt – powiedział Łukasz Gontarek z firmy Hive.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez [ dziejesie.wp.pl ](https://dziejesie.wp.pl/