Czas oczekiwania na kanapę w jednej z większych polski sieci meblowych? Od pięciu do czternastu tygodni. - Na pięć bym się nawet nie nastawiał, bo prędzej będzie to kilkanaście tygodni. Od paru dni rozsyłamy wiadomości do klientów, że zamówienia mogą być opóźnione - przyznaje wprost sprzedawca. - No sorry, niestety szybciej się nie da - dodaje.
Powód? Wahania na rynku. To i problemy z dostawami, i mniejsze obsady w zakładach, i większa rotacja pracowników, a ostatnio również zakażenia w miejscach pracy. - Rok temu to klienci czekali może ze trzy tygodnie. Ale teraz trudno jest odrobić te wszystkie straty, a i tak wiele miejsc działa na trzy zmiany - mówi.
Do tego dochodzi ogromne zainteresowanie. Kupują nie tylko Polacy, bo meble sprzedają się wciąż w całej Europie. A to właśnie tam polskie firmy wysyłają swoje produkty. Głównie wędrują do Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii (to jedni z największych importerów mebli w Europie).
Drzwi? Nie będą wiele szybciej. Blisko 9 tygodni oczekiwania. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko zamknęłoby się w ciągu około 5 tygodni. Dziś to niemal dwa razy dłużej.
Krzesła? Kolejne 7-8 tyg. oczekiwania na produkcję i dostawę. Albo bierzesz to, co jest na magazynie dostępne od ręki, albo czekasz tygodniami. Taka rzeczywistość czeka Polaków, którzy właśnie remontują mieszkania i budują domy. Najpierw czekają na wykonawców, później czekają na materiały. A opóźnienie i zmiana terminu dostaw, powodują kolejne zmiany terminów remontów czy budów.
Sklepy zamknięte, kolejki do punktów odbioru zamówień
I choć epidemia wyłączyła z normalnego trybu sklepy z meblami oraz sklepy budowlane, to Polacy wcale nie przestali ich odwiedzać.
Czytaj także: Lockdown na Wyspach zmierza do końca. Wielka Brytania szczepi i otwiera gospodarkę. Polska daleko w tyle
W jednym z warszawskich oddziałów sklepu Leroy Merlin ruch do odbioru zamówień internetowych jest niemal na okrągło. Sklep ma zresztą dość specyficzny system działania: odbierający pobierają numerek i z nim kierują się do konkretnego punktu.
Podobnie zresztą wyglądają parkingi przy sklepach Castorama - choć i jedna, i druga sieć musiała swoje drzwi zamknąć. Otwarte mogą być tylko te sklepy budowlane, których powierzchnia nie przekracza 2 tys. metrów kwadratowych.
- Choć branża meblowa radzi sobie z warunkami pandemicznymi, to nie można mówić, że nas ta sytuacja nie dotyka - wyjaśnia money.pl Jan Szynaka, szef Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli i prezes firmy meblarskiej Szynaka Meble.
- Pandemia wywołała ogromne zawirowania na rynku i pewne procesy wydłużyła. Raz pojawiły się problemy z surowcem i jego cenami, innym razem są problemy z obsadą pracowniczą ze względu na rosnące zakażenia w Polsce. Mało kto zdaje sobie sprawę, ale nawet zamknięcie hoteli i gastronomii wywołuje w wielu miejscach problemy. Utrudnione jest w efekcie ściąganie na przykład serwisantów dla linii produkcyjnych. To skomplikowana układanka - mówi.
I przyznaje, że na końcu tej układanki jest klient, który może usłyszeć o wydłużających się dostawach.
Jak przyznaje, najbliższe tygodnie dla wielu firm to czas "gonienia z produkcją". Z jednej strony sklepy są zamknięte, z drugiej produkcja może wciąż funkcjonować. I być może uda się pewne opóźnienia odrobić.
Zwraca jednak uwagę, nikt w branży z zamkniętych sklepów się nie cieszy. - Dla wielu firm ta sytuacja wywołuje ogromne ryzyko. Normą w branży jest produkcja pod zamówienia, a nie produkcja bez zamówień - mówi.
Dodaje jednak wprost, że terminu otwarcia sklepów meblowych w branży nikt nie słyszał. Spotkań z rządem również w ostatnich dniach nie było. Jan Szynaka mówi, że branża w najbliższym czasie będzie apelować o umożliwienie szczepień w firmach, ale "nie w maju i czerwcu, a jak najszybciej".
- Gwarantuję, że każdemu pracodawcy zależy na bezpieczeństwie pracowników i normalnym funkcjonowaniu. Akcja szczepień w firmach byłaby błyskawiczna - dodaje.
Boom na własne "M"
Wiele osób i tak musi się uzbroić w cierpliwość, nawet po otwarciu sklepów. Dlaczego? Rośnie liczba chętnych do posiadania nieruchomości na własność. Jest ich tak wielu, że budowy w Polsce nie zatrzymały się przez całą epidemię nawet na chwilę. Takim osiągnięciem nie może pochwalić się zbyt wiele branż.
Jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej, zainteresowanie Polaków kredytami hipotecznymi jest rekordowo wysokie. Tylko w marcu po gotówkę na własne "M" lub własny dom stanęło 56 tys. osób. I jak informuje BIK, takiego zainteresowania nie było od dekady. Przy czym dziesięć lat temu kredyt wynosił średnio 200 tys., a dziś jest to o 50 proc. więcej. W tej chwili o kredyt starają się i nowe osoby, i ci, którzy pomysł kupowania nieruchomości odłożyli w czasie przez rozkręcają się epidemię.
I jak przekonuje analityk rynku nieruchomości Bartosz Turek - najprawdopodobniej kolejne miesiące przyniosą kolejne informacje o większym popycie na kredyty mieszkaniowe. Pomagają i rekordowo tanie kredyty (przez niskie stopy procentowe), i brak alternatyw dla inwestorów.
O mieszkanie biją się dziś i ci, którzy chcą w nim mieszkać, i ci, którzy chcą ulokować w nim kapitał. Bo choć w tej chwili na rynku wynajmu nie ma ruchu, to mieszkania od lat w Polsce drożeją szybciej, niż wynosi ogólny wzrost cen. A to oznacza, że dla wielu są dobrym zabezpieczeniem pieniędzy.
Jednocześnie okres wiosenny i letni dla wielu Polaków jest okresem remontów. A to znów może oznaczać problemy z dostępnością niektórych produktów. Część już dziś na pewno będzie droższa. I mówi o tym wprost Paweł Kisiel, prezes zarządu Grupy Atlas.
- Chiny, które są jednym z największych dostawców komponentów do materiałów budowlanych, produkują dziś głównie na swój wewnętrzny rynek. Przez to brakuje surowców do produkcji m.in. styropianu, gruntów, farb czy płyt montażowych. Ceny tych produktów rosną teraz z miesiąca na miesiąc nawet o 30 proc., a niektóre podrożały w stosunku do roku ubiegłego już przeszło o 100 proc. – tłumaczył w rozmowie z money.pl.
- Z drugiej strony mieliśmy tej zimy silne mrozy, które były odczuwalne nawet w teksańskich rafineriach. Dochodziło tam do awarii i zakłóceń w dostawach produktów ropopochodnych potrzebnych do produkcji wielu surowców dla budownictwa i znowu ceny rosły nawet o kilkadziesiąt procent – dodawał. Całą rozmowę można przeczytać tutaj.