Sąd uznał go za winnego zakłócania spokoju i porządku publicznego - czytamy w "Rzeczpospolitej", która opisuje historię samozwańczego DJ. Mężczyzna, mimo wcześniejszego ukarania za podobne wykroczenia, nadal stawiał przed swoim domem głośniki estradowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Twierdził, że są one odłączone i zaprzeczał, że to on jest źródłem hałasu. Sąd jednak nie uwierzył w jego wyjaśnienia, opierając się na zeznaniach świadków, którzy byli w stanie precyzyjnie wskazać, skąd dochodził hałas - czytamy w dzienniku.
Policjanci wezwani na miejsce interwencji również potwierdzili, że słyszeli hałas dobiegający z okolicy. Z zeznań świadków wynikało również, że mężczyzna ten przekonywał swoich sąsiadów, że jest didżejem i że oni są jego publicznością. Niektórym z nich to nie przeszkadzało, ale sąd zauważył, że jest to kwestia indywidualnych preferencji muzycznych i reakcji na dźwięki - informuje "Rzeczpospolita".
Zgodnie z kodeksem wykroczeń, osoba, która zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny lub wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, może zostać ukarana. Kara może obejmować areszt, ograniczenie wolności lub grzywnę - przypomniał sąd.
Sąd: zachowanie oskarżonego było uporczywe
Jak informuje "Rz", sąd uznał, że normalne jest organizowanie spotkań czy uroczystości z głośną muzyką w celu świętowania ważnych wydarzeń. Ale zachowanie oskarżonego było uporczywe i on sam zdawał sobie sprawę, że notorycznie odtwarzana muzyka przeszkadza mieszkańcom okolicy. Tym samym lekceważył prawo.
Samozwańczy DJ decyzją sądu musi zapłacić 5 tys. zł grzywny.