Do strefy euro należy 19 z 28 (wkrótce 27) państw unijnych. Polska jest jednym z krajów, które wciąż nie zdecydowały się na wprowadzenie wspólnej waluty i jak przekonywali uczestnicy dyskusji w trakcie Forum Ekonomicznego, dobrze na tym wychodzi.
Prowadzący debatę Andrzej Gut-Mostowy przypomniał, że sceptyczne podejście polskich władz do euro nie jest odosobnione wśród najlepiej rozwiniętych europejskich państw. W końcu już w momencie, gdy tworzona była strefa euro, dwa kraje zastrzegły sobie prawo do tego, by nigdy nie przyjmować wspólnej waluty – to Wielka Brytania i Dania. Trzecim ze sceptycznych względem wspólnej waluty państw jest Szwecja. Ta sama Szwecja, której system socjalny wskazywany jest przez wielu jako przykład do naśladowania.
Ale Brytyjczycy, Szwedzi i Duńczycy to nie jedyni krytycy eurozony wśród "elit Unii Europejskiej". Jak przypomniał Andrzej Gut-Mostowy, wskazany na stanowisko wysokiego przedstawiciel UE ds. zagranicznych i bezpieczeństwa w Komisji Europejskiej formowanej przez Ursulę von der Leyen hiszpański dyplomata Josep Borrell podczas wizyty w Polsce otwarcie mówił o tym, że gdyby jego kraj nie przystąpił do strefy euro, to mógłby przejść przez kryzys z 2008 r. o wiele łagodniej. Hiszpania miałaby bowiem możliwość przestawienia swojej polityki monetarnej i fiskalnej na takie tory, które pozwoliłyby utrzymać konkurencyjność gospodarki.
Jego słowa potwierdził wicepremier Jarosław Gowin, który jednoznacznie wskazał, że "narodowa waluta była jednym z głównych, o ile nie rozstrzygającym czynnikiem", który pozwolił uniknąć wówczas recesji.
By jednak nie odbiegać na drugi koniec Europy i nie przyrównywać się do państw o zupełnie innej historii ostatnich 75 lat, Andrzej Gut-Mostowy przytoczył doświadczenia Słowacji ze wspólną walutą. W końcu jako przedsiębiorca z Podhala działający w branży turystycznej, informacje „ma z pierwszej ręki”.
I tak nasz południowy sąsiad, który od 1945 r. znajdował się w sowieckiej strefie wpływów jako część Czechosłowacji, a niepodległość uzyskał po secesji od Czech, by razem z nami przystąpić do UE w 2004 r., wspólną walutę przyjął dokładnie przed 10 laty.
I choć, jak mówił Andrzej Gut-Mostowy, organizacyjnie proces przebiegł bez zarzutu – udało się uniknąć efektu cappuccino czy problemów z inflacją - to część gospodarki boleśnie odczuła zmianę – m.in. poprzez spadek ruchu turystycznego w pierwszych latach o około 20-30 proc.
- Najgorsza sytuacja przydarzyła się Słowakom 2 lata po wprowadzeniu euro. Doszło do kilkunastomiesięcznego kryzysu rządowego. Rząd Słowacji nie mógł bowiem zaakceptować pakietu pomocowego dla Grecji i gdy cała Europa czekała na decyzję, słowacka lewica poinformowała, że może pakiet poprzeć za cenę nowych wyborów. To dobitnie pokazało, że przystępowaniu strefy euro nie towarzyszą jedynie skutki gospodarcze, ale co ważniejsze, także polityczne - mówił Gut-Mostowy.
Równocześnie wskazał, że argument podawany przez zwolenników przyjęcia euro jakoby wspólna waluta miała przyciągać inwestorów ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Bo choć inwestycje na Słowacji faktycznie wystrzeliły, to ich poziom w sąsiednich Węgrzech przywiązanych do forinta nie odbiegały od słowackiej dynamiki.
- Wspólna waluta jest korzystna dla Niemiec, Holandii i Austrii. Cała reszta eurozony gospodarczo traci. Dlatego też wejście do strefy euro może być korzystne dla niektórych firm, czy nawet całych branż, ale jednak z punktu widzenia całej gospodarki, byłoby to nieuzasadnione - dodał w trakcie panelu wicepremier Jarosław Gowin.
Polityk otwarcie stwierdził, że argumenty o "Europie dwóch prędkości" nie robią na nim wrażenia, bo „już dziś istnieje Europa dwóch prędkości”.
- Jedną jest właśnie strefa euro, gdzie wzrost gospodarczy jest bardzo niski, a drugą kraje rozsiane po całej Europie, które pozostały przy własnej walucie i rozwijają się zdecydowanie szybciej - wyjaśnił Gowin.
W ocenie wicepremiera, jedynym argumentem za przyjmowaniem euro jest ten ideologiczny, a on jako konserwatysta sceptycznie podchodzi do ryzykownych eksperymentów. A takim właśnie, w jego opinii, było stworzenie wspólnej europejskiej waluty. Przypomniał także, że nawet minister finansów w rządzie Donalda Tuska Jan Vincent Rostowski pytany o przystąpienie do eurozony odparł, iż "nie wchodzi się do domu ogarniętego pożarem".
A strefa euro, w ocenie Jarosława Gowina, pozostaje wciąż ogarnięta gospodarczym "pożarem".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl