Pod koniec kwietnia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poinformował o założeniach polityki zagranicznej Polski w 2024 r. W trakcie debaty po exposé poseł Michał Kobosko jasno udzielił poparcia dla przyjęcia euro w naszym kraju.
Z myślą o zwiększeniu bezpieczeństwa kraju Polska powinna znaleźć się na ścieżce prowadzącej do wspólnej waluty euro. Polacy opowiedzieli się za tym, głosując 'tak', Polacy opowiedzieli się za tym, głosując za akcesją unijną w referendum w 2003 roku - powiedział wiceszef Polski 2050.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przyjęcie euro przez Polskę? Ekonomista mówi o inwestycjach
Ewentualne przyjęcie euro przez Polskę skomentował główny ekonomista banku ING BSK Rafał Benecki. - Polska potrzebuje produkcji z coraz większą wartością dodaną, bo to pozwala utrzymać tempo wzrostu dochodów bez wykonywania kroku wstecz, jakim jest wysoka inflacja. Mówi o tym rodzimy biznes, ale co ciekawe pojawiają się także zagraniczne inwestycje. Jedną z nich jest producent półprzewodników Intel, ale są także inne duże firmy technologiczne. Wokół tego może wyrosnąć duży sektor gospodarki, który potrzebuje kapitału gotowego akceptować duże ryzyko, ale także odbierającego ponadprzeciętne premie – powiedział.
Dodał, że o lokowaniu inwestycji przez zagraniczne firmy decyduje kombinacja wielu różnych czynników, np. dostępność odpowiednich kadr, ich wykształcenie, położenie geograficzne, wielkość kraju czy jego bezpieczeństwo militarne.
Euro mogłoby być jednym z tych czynników. Przy czym nie chodzi o szybkie przyjmowanie euro, tylko o pragmatyczne podejście, polegające na wyznaczeniu celu, dotyczącego przyjęcia wspólnej waluty. Ogłoszenie, że celem Polski jest przygotowanie się do przyjęcia euro np. za 10 lat, mogłoby stać się dla inwestorów dodatkowym czynnikiem, przemawiającym za lokowaniem w Polsce, ale także stanowiłoby punkt odniesienia dla nich. W efekcie zamiast zainwestować w Polsce 5 mld euro czy dolarów, mogliby zainwestować 10 mld – powiedział główny ekonomista ING BSK.
Według niego takie działanie miałoby szczególne znaczenie w obecnej sytuacji, kiedy to bardzo zmieniają się kierunki handlu. - Trwa zacięta walka o to, kto przejmie jak najwięcej inwestycji, np. w sektorze high-tech. I wszystkie działania, które pozwolą nam przyciągnięcie kapitału do Polski, mają obecnie szczególne znaczenie - przekazał. Zwrócił uwagę, że w niektórych sektorach "euroizacja" została wprowadzona i to jeszcze przez poprzedni rząd.
Rząd Mateusza Morawieckiego zgodził się, aby prąd wytwarzany w instalacjach OZE na morzu był skupowany w Polsce za euro. Stoi za tym prosta kalkulacja, jeśli ktoś zarabia w euro, to może zyskać finansowanie w euro, a farmy wiatrowe na morzu i wiele inwestycji zielonych wymaga ogromnych kwot długoterminowego kapitału. W Polsce nie ma odpowiednio dużo takiego finansowania, ale można uzyskać te środki w strefie euro – powiedział Benecki.
W jego ocenie także inne firmy niż z sektora energii odnawialnej już korzystają albo będą korzystały z finansowania w euro. - Wszystko wskazuje na to, że wracamy do świata, w którym stopy procentowe w Polsce będą wyższe niż w strefie euro, co sprawia, że korporacje będą w coraz większym stopniu korzystały z finansowania we wspólnej walucie - wskazał.
Podkreślił, że nie chodzi o szybkie przyjmowanie euro, bo strefa euro ma dzisiaj duże problemy, ale także po prostu nie byłoby to możliwe. Do przyjęcia euro konieczne jest spełnienie kryteriów, dotyczących m.in. wysokości inflacji, stóp procentowych czy też wskaźników fiskalnych. Kraj przyjmujący euro nie może być objęty procedurą nadmiernego deficytu, którą Komisja Europejska wszczyna, jeśli deficyt finansów publicznych przekracza 3 proc. PKB, a dług publiczny 60 proc. PKB. Tymczasem, jak wynika z zapowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Finansów, Polska taką procedurą może zostać objęta już w maju.