Energetyczny szantaż Rosji się nie powiódł. Europa stanęła przed najpoważniejszym od dziesięcioleci kryzysem i właśnie wychodzi z niego obronną ręką. Zgromadzone w europejskich magazynach zapasy oraz nowe źródła dostaw surowca pozwoliły przetrwać większą część zimy bez niedoborów i wymuszonych przerw w dostawach energii czy ciepła.
Ceny gazu z sierpnia 2022 r., sięgające 350 euro za MWh (megawatogodzinę), wydają się dziś jedynie złym snem. Obecnie w holenderskim hubie TTF mamy kilkuprocentowe spadki cen. Wyceny kontraktów na najbliższe miesiące utrzymują się na poziomie 52 euro za MWh. To oznacza spadek o 80 proc. A przypomnijmy, że w dniu ataku Rosji na Ukrainę, 24 lutego 2022 r., notowania gazu na TTF przekraczały 128 euro za MWh.
Jesteśmy dziś blisko dwuletnich minimów cenowych. Rynek się stabilizuje. Rynki zdyskontowały już wojnę, a europejskie kraje zdywersyfikowały źródła dostaw. Jeżeli nie nastąpią szczególne perturbacje, zakłócające dostawy albo wywierające presję na ryki, perspektywy są dobre. Jest jeszcze przestrzeń na dalsze spadki cen - zaznacza w rozmowie z money.pl Grażyna Piotrowska-Oliwa, była prezes PGNiG.
Zapełnienie europejskich magazynów gazu ziemnego przed zimą stało się priorytetem całej Unii Europejskiej. Zmagazynowany gaz jest bowiem buforem bezpieczeństwa przewidzianym na wypadek, gdyby bieżące dostawy uległy przerwaniu lub ograniczeniu albo gdyby nagle wzrosło zużycie surowca.
Jak wynika z danych Gas Infrastructure Europe, magazyny gazu w UE są obecnie wypełnione w 65 proc., co jest bardzo wysokim poziomem. Według analityków cytowanych przez agencję Bloomberga wypełnienie magazynów na koniec zimy może wciąż pozostawać na poziomie przekraczającym 50 proc., a więc ponad dwukrotnie większym niż w 2021 r. To oznacza, że Stary Kontynent ma największe zmagazynowane zasoby od lat.
Przeszliśmy najgorszy zimowy okres obronną ręką, z pełnymi magazynami i zapewnioną ciągłością dostaw. Ryzyka są coraz mniejsze. Nawet obniżenie temperatury przez kilka dni i wykorzystanie gazu zgromadzonego w magazynach nie będzie czynnikiem zagrażającym Europie. Zgromadzone zapasy gazu oraz zapewnione dostawy z innych źródeł pozwolą zbilansować zużycie, jeśli ono wzrośnie - wskazuje prof. Robert Zajdler, ekspert energetyczny Instytutu Sobieskiego.
Europa udowodniła więc, że poradzi sobie bez gazu z Rosji. Przypomnijmy, że w 2021 r. z tego kierunku płynęło do Europy 155 mld m sześc. gazu. W ubiegłym roku Rosja dostarczyła już 70 mld m sześc. gazu ziemnego, a więc o 55 proc. mniej surowca.
Spada cena na rynkach, ale nie w rachunkach
Chociaż na rynkach obserwujemy spadki cen, nie przekłada się to bezpośrednio na nasze rachunki. Rynek ma pewną bezwładność, zwłaszcza że obecnie konsumujemy gaz zakupiony w okresie szczytowym. Dodatkowym elementem jest wsparcie poszczególnych rządów, które zdecydowały się na zamrożenie cen.
Przypomnijmy, że w Polsce cenę gazu dla gospodarstw domowych reguluje ustawa o szczególnej ochronie niektórych odbiorców paliw gazowych.
W jej założeniach ceny zostały zamrożone dla wszystkich (również podmiotów wrażliwych: szkół, szpitali, żłobków, przedszkoli, pieczy zastępczej) na poziomie cen z 2022 r., czyli 200,17 zł za MWh (cena netto). Działania te mają ograniczyć skutki wahnięć na rynkach, choć wielu Polaków zauważyło wzrost wysokości rachunków od nowego roku w związku z wygaśnięciem rządowej tarczy antyinflacyjnej, która obniżała VAT na paliwa, prąd, ciepło i gaz.
Państwo ustabilizowało cenę na określonym poziomie. Ale działania regulacyjne rządu oznaczają również nasz wspólny koszt. Płacimy za to wysoką inflacją - przypomina dr Przemysław Zaleski, ekspert Instytutu Pułaskiego.
Bezpośrednio nie odczujemy również obniżenia przez Urząd Regulacji Energetyki taryfy dla PGNiG Obrót Detaliczny. Choć ceny gazu w zmienionej taryfie spadły o ponad 20 proc. (do 516,73 zł/MWh), to - jak informował urząd - "nie ma ona wpływu na wysokość płatności kompleksowej netto odbiorców taryfowych". Od poziomu taryf uzależniona jest natomiast wysokość rekompensat, które będą wypłacane przedsiębiorcom.
Europa płaci wysoką cenę
Dodatkowym czynnikiem są koszty, jakie poniosły europejskie gospodarki w celu trzymania gardy w tym gazowym starciu z Rosją. Wydatki przeznaczone na walkę z kryzysem energetycznym Unii Europejskiej, Norwegii i Wielkiej Brytanii liczone są w miliardach euro.
Jak wyliczały agencja Reutera i think tank Bruegel, UE przeznaczyła na ten cel w sumie 681 mld euro. Wydatki Norwegów (kraju posiadającego złoża gazu i będącego jego eksporterem) przekroczyły 8 mld euro, a Brytyjczyków 103 mld euro. Polskę walka z kryzysem kosztowała już 12,4 mld euro.
Jak podkreśla prof. Zajdler, jest to olbrzymi koszt, zwłaszcza dla budżetów niektórych państw członkowskich UE. Dopłaty państw do ceny gazu ziemnego stanowiły poważne obciążenie dla gospodarek tych państw. - Niezależnie od tego gaz ten dodatkowo był znacząco droższy niż jego historyczne trendy cenowe. Tych kosztów nie odzyskamy. Był to koszt zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego - zaznacza.
Jednak, jak zauważa ekspert Instytutu Sobieskiego, wciąż pozostaje pytanie, na ile zobowiązania podjęte w czasie drastycznych wzrostów cen na giełdach wpływać będą na wyższe niż rynkowe ceny, jakie będziemy płacić za gaz w kolejnych latach.
Zawarte wtedy kontrakty, jak choćby te zapewniające dostawy gazu ziemnego przez Baltic Pipe, mogą obciążać ceny gazu płaconego przez nas w kolejnych latach. Nie znamy formuły cenowej ani szczegółów kontraktu, ale należy się spodziewać, że skoro był zawierany na tzw. górce cenowej, koszt tego gazu będzie odpowiednio wyższy niż np. cena na rynkach. Mogą one mieć odzwierciedlenie w taryfach za gaz ziemny, w tym dla gospodarstw domowych - zauważa prof. Zajdler.
To jednak nie koniec wyścigu
Spadek cen na rynkach to oczywiście dobra informacja dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Jednak zwycięska bitwa wciąż nie oznacza końca wojny energetycznej.
Unia Europejska w ostatnich miesiącach drastycznie zredukowała import z Rosji i przestawiła się na inne rynki. Ważnymi dostawcami stały się kraje Zatoki Perskiej, z Katarem oraz Arabią Saudyjską na czele. Wzrosła rola USA jako eksportera gazu do Europy. W ubiegłym roku dostawy z Ameryki Północnej przewyższyły dostawy rosyjskie. To zapewniło Europie bezpieczeństwo, ale nie bez znacznie była znacznie cieplejsza, niż oczekiwano zima. Stosunkowo wysoka temperatura pozwoliła na ograniczenie zużycia.
Jak pisaliśmy w money.pl już teraz musimy myśleć o kolejne zimie, która wcale nie będzie łatwiejsza. Brak wspólnego rynku europejskiego może prowadzić do kolejnego wyścigu państw UE po gaz dla własnych krajów, co może wywoływać ponownie presję cenową, o czym szeroko pisaliśmy w money.pl. Przypomnijmy, że w 2023 r. Rosja będzie dostarczać Europie zaledwie 20-30 mld m sześc. surowca. Brakujące 40-50 mld m sześc. Unia Europejska będzie musiała poszukać na rynku LNG. Zwłaszcza że prognozy wskazują na wzrost zużycia gazu w kolejnym roku.
- Ceny gazu wydają się stabilizować, ale wciąż pozostają czynniki, które mogą wpłynąć na sytuację. Istotne będzie to, czy uda się utrzymać stabilne dostawy długoterminowo oraz na ile sytuacja związana z ponownym napełnianiem magazynów przed kolejną zimą wpłynie na ceny gazu na rynkach hurtowych. Pytaniem jest, jak zachowają się tutaj główni konsumenci na rynku LNG, tj. Chiny, Japonia czy Korea Południowa. Ich zapotrzebowanie może wpływać na dostępność i ceny LNG przed kolejną zimą. Sytuacja może być dość ciekawa, Japonia coraz bardziej stawia na energetykę atomową, a sytuacja gospodarcza Chin jest wciąż dużą niewiadomą - zaznacza prof. Zajdler.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.