Europejskie spółki zbrojeniowe notują wzrosty na giełdach, podczas gdy amerykańskie tracą na wartości. Analitycy widzą w tym sygnał, że inwestorzy przewidują przetasowanie na rynku zbrojeniowym i większą niezależność Europy w produkcji uzbrojenia.
Mariusz Marszałkowski, wydawca i analityk serwisu Defence24, w rozmowie z money.pl nie ma wątpliwości, że Europa próbuje reagować na zmianę polityki Stanów Zjednoczone. Czy jednak europejskie firmy zbrojeniowe mają szansę w całości zastąpić te amerykańskie?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Niektórzy się dwa razy zastanowią"
Według analityka ostatnie wydarzenia mogą zmienić podejście do kwestii zbrojeń. A to może oznaczać zmianę strategicznego założenia.
My, kupując uzbrojenie w danym państwie czy od danej firmy, nie patrzyliśmy wyłącznie przez pryzmat przydatności danego sprzętu. Nie ma co ukrywać: kupowaliśmy dany sprzęt ze względu na to, że mamy strategiczne relacje ze Stanami Zjednoczonymi. I na nich opieramy swoje bezpieczeństwo. I to był główny determinant wyboru danego sprzętu wojskowego przy kwestii modernizacji - wskazuje Mariusz Marszałkowski.
Zdaniem naszego rozmówcy niezrozumiała polityka Donalda Trumpa może to zmienić. - Niektórzy się dwa razy zastanowią, zanim dzisiaj zdecydują się wybrać sprzęt amerykański. W wielu przypadkach on nie jest jakoś specjalnie lepszy od europejskiego - dodaje.
Europejskie kraje mogą się obawiać, że jeżeli Donald Trump będzie konsekwentnie wcielał w życie swoją politykę, to któregoś dnia może się okazać, że to wsparcie amerykańskie, kiedy będzie potrzebne, nie nadejdzie - wskazuje ekspert Defence24.
Istotnym czynnikiem jest również to, że amerykańskie firmy obecnie znacząco korzystają na wojnie i dostawach sprzętu na Ukrainę. - Nawet jeśli nie sprzedają bezpośrednio Ukrainie, to zyskują na tym, że zapasy, których pozbyły się wojska USA, muszą być uzupełnione. Jeśli Donald Trump wstrzyma pomoc zadeklarowaną przez Joe Bidena, która opiewa na ponad 30 miliardów dolarów, amerykańskie firmy po prostu na tym stracą - mówi Mariusz Marszałkowski.
W poniedziałek wieczorem, po naszej rozmowie, Biały Dom potwierdził, że prezydent Donald Trump wstrzymał wszelką pomoc wojskową dla Ukrainy.
Ekspert: Europa przez lata nie wydawała dużo na obronę
Jego zdaniem europejskie firmy zbrojeniowe mogą na obecnej sytuacji zyskać. - Istnieje przekonanie, że przynajmniej część amerykańskich dostaw zostanie zastąpiona przez europejskie. To sprawia, że inwestorzy zaczynają dostrzegać szansę na znaczne zwiększenie produkcji w Europie - mówi.
Marszałkowski zwraca jednak uwagę, że mocniejsze postawienie przez europejskie wojska na sprzęt lokalnej produkcji (bo podkreślmy, że wojska krajów UE już dziś opierają się w sporej części na europejskich produktach) nie będzie ani łatwe, ani szybkie.
Europa przez lata nie wydawała dużo na obronę. Kwestia bezpieczeństwa, kwestia modernizacji armii, nawet po aneksji Krymu była tematem drugorzędnym. W pierwszej kolejności inwestowano w kwestie socjalne, w infrastrukturę. Szczególnie widoczne jest to w państwach południowej Europy Zachodniej, jak Portugalia czy Hiszpania, gdzie wydatki na zbrojenia są niskie. Im dalej na wschód, tym wydatki na zbrojenia się zwiększają - mówi.
Ekspert wyjaśnia, że firmy europejskie nie rozwijały dodatkowych zdolności produkcyjnych, ponieważ nie było na nie zapotrzebowania. - To problem widoczny również w Polsce, gdzie wydatki na uzbrojenie kierowane głównie do USA ograniczyły możliwości rozwoju rodzimego przemysłu zbrojeniowego.
Europa nie zastąpi USA?
Czy Europa jest w stanie zastąpić Stany Zjednoczone? - W krótkiej perspektywie na pewno nie, bo amerykańskie firmy to znacznie wyższa liga, jeśli chodzi o możliwości produkcyjne - ocenia analityk.
Amerykański przemysł zbrojeniowy to ekosystem, który przez lata był budowany dzięki ogromnym wydatkom wewnętrznym i kontraktom eksportowym. Jednak w dłuższej perspektywie, w ciągu najbliższych kilku lat, jeśli europejskie wydatki zbrojeniowe będą kontynuowane na obecnym poziomie, europejski przemysł może zyskać możliwość zaspokojenia w dużym stopniu potrzeb europejskich w zakresie uzbrojenia - mówi Mariusz Marszałkowski.
USA mają kody do europejskiej broni? Ekspert wyjaśnia
Ekspert Defence24 odniósł się też do kwestii kodów do pocisków i innych systemów uzbrojenia. Kwestia ta przewinęła się w mediach i wzbudziła wiele kontrowersji.
Mariusz Marszałkowski wyjaśnia, że pojęcie "kodów" w systemach uzbrojenia ma dwa główne znaczenia. - Pierwsze to specjalne klucze autoryzacji wykorzystania sprzętu, które stanowią zabezpieczenie przed niewłaściwym użyciem. Amerykanie pilnują tego, żeby ten sprzęt nie był wykorzystywany na przykład przeciwko wojskom amerykańskim czy sojuszniczym. Na przykład samoloty F-16 nie mogą wykorzystywać swojego uzbrojenia przeciwko amerykańskim samolotom F-16 czy innym samolotom będącym w NATO - tłumaczy analityk.
Drugie znaczenie dotyczy kodów produkcyjnych, czyli technologii związanych z przemysłem uzbrojeniowym. Marszałkowski podkreśla, że Stany Zjednoczone bardzo mocno chronią swoje rozwiązania technologiczne. - W praktyce oznacza to, że nabywcy amerykańskiego sprzętu nie mogą samodzielnie serwisować czy modyfikować niektórych systemów, ponieważ wymaga to specjalnych uprawnień dostępnych wyłącznie dla amerykańskich firm.
Przykładem zależności technologicznej jest brytyjski arsenał nuklearny. Marszałkowski zwraca uwagę, że Wielka Brytania posiada broń jądrową na mocy porozumień ze Stanami Zjednoczonymi, które mają już prawie 70 lat. W przeciwieństwie do Francji, która samodzielnie zbudowała swój potencjał nuklearny, Brytyjczycy korzystają głównie z amerykańskiego know-how.
"Niejasne powiązania"
Analizując politykę Donalda Trumpa wobec sojuszników i jego podejście do kwestii bezpieczeństwa międzynarodowego, Marszałkowski wskazuje na trzy kluczowe aspekty. Pierwszy to specyficzny styl negocjacji byłego prezydenta. - Trump często zmienia swoje stanowisko, podaje niespójne dane i rozpoczyna rozmowy od wygórowanych żądań. To jest jego sposób negocjowania, który wyniósł z prowadzenia biznesu. Taka zmienność, z wysokiego C zaczynać dyskusję, wiele wymagać, mało dawać od siebie - ocenia analityk.
Drugi aspekt dotyczy otoczenia Trumpa. - O ile w pierwszej kadencji otaczał się kompetentnymi specjalistami, jak James Mattis czy John Bolton, obecnie jego współpracownicy to głównie osoby z populistycznego kręgu ruchu Make America Great Again.
To też wpływa na jakość komunikacji i dyplomacji amerykańskiej - podkreśla Marszałkowski.
Ekspert: myślę, że Trump osobiście szanuje Putina
Trzeci element określający według Marszałkowskiego amerykańską politykę to podejście do Ukrainy. Według analityka Trump traktuje Rosję jako silnego gracza, którego szanuje, a Ukrainę jako państwo, które ma prosić o porozumienie.
- Do Ukrainy Trump podchodzi bardzo ostro, podczas gdy w przypadku Rosji stara się szukać języka porozumienia - zauważa ekspert. Jego zdaniem problem polega na tym, że nie wiadomo, jakich dokładnie ustępstw oczekuje Trump od Ukrainy. - Czy chodzi o zrzeczenie się Krymu i Donbasu, czy może również terytoriów zajętych podczas trwającej inwazji? Trump nigdy tego wprost nie powiedział - zaznacza ekspert.
Trump wymyślił sobie, że ma dwóch graczy. Jednego silnego, którego szanuje. Szanuje Rosję i - tak mi się wydaje - personalnie szanuje Putina. Jeżeli ma dwóch graczy, to musi z jednym dyskutować na zasadzie partnerskiej, a drugiego, czyli Ukrainę, Zełenskiego, chce zmusić do ustępstw. I właśnie to widać w ostatnich negocjacjach z Ukrainą - ocenia analityk.
Ekspert nie ukrywa, że trudno mu dostrzec głęboką logikę w działaniach Trumpa, ponieważ jego polityka jest nieprzewidywalna i chaotyczna. - Mój dzisiejszy komentarz może się stać nieaktualny już następnego dnia. Trump, jego słowa, jego wypowiedzi, rzucane przez niego liczby, często są niezgodne z rzeczywistością, są zmienne - podsumowuje analityk.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl