Komisja Europejska przedłożyła projekt rozporządzenia "pieniądze za praworządność" w maju 2018 r. Europosłowie w czwartek poparli rozporządzenie większością 397 głosów przy 158 przeciwnych, a 69 eurodeputowanych wstrzymało się od głosu. By wejść w życie przepisy potrzebują zatwierdzenia przez Parlament Europejski oraz przez Radę UE (ministrowie krajów Unii).
- Nie chodzi o sankcje, lecz o ochronę unijnych pieniędzy, o gospodarność - tłumaczył podczas europarlamentarnej dyskusji komisarz UE ds. budżetu Günther Oettinger. Formalnym uzasadnieniem projektu jest bowiem obawa przed wypłacaniem funduszy do krajów, gdzie z braku niezależnego wymiaru sprawiedliwości trudno będzie dochodzić racji w wypadku przekrętów korupcyjnych lub uzależniania wypłat od opcji politycznej. Parlament Europejski nieco zaostrzył przepisy zaproponowane przez Komisją Europejską, by jeszcze większy nacisk położyć na ochronę wspólnych wartości.
- Łamanie zasad państwa prawa będzie karane. Respektowanie praworządności jest bowiem warunkiem demokracji, stabilności i wzajemnego zaufania w UE. Bez praworządności UE traci wiarygodność w oczach swych obywateli oraz świata - powiedział Fin Petri Sarvamaa, który zajmował się projektem z ramienia frakcji Europejskiej partii Ludowej. Natomiast Ryszard Czarnecki (PiS)
ostrzegał, że projekt sprowadza się do ingerowania w sprawy wewnętrzne krajów Unii. - A takie ingerencje wywołują bunt. Albo na ulicach, jak we Francji. Albo przy urnach wyborczych, jak na Węgrzech lub w Polsce - przekonywał Czarnecki. PiS głosował przeciw, a PO - za.
Projekt "pieniądze za praworządność" przewiduje, że decyzja Komisji Europejskiej o zawieszeniu wypłat funduszy (a w skrajnym wypadku odebrania części funduszy) może być uchylona przez Radę UE tylko przez większość kwalifikowaną, czyli 55 proc. krajów reprezentujących 65 proc. ludności Unii. Gdyby te reguły obowiązywały już teraz, to zawieszeniem niektórych funduszy byłaby zagrożona Polska i Węgry – choćby z racji trwających postępowań z art. 7 Traktatu o UE.
- Zawieszenie fundusz nie oznacza zawieszenia wypłat dla studentów czy naukowców z programów unijnych w danych krajach. Te płatności musiałyby przejąć rządy tych krajów - tłumaczy Oettinger.
Jak zagra rząd Polski
Służby prawne Rady UE ostatniej jesieni skrytykowały projekt rozporządzenia „pieniądze za praworządność”, postulując m.in. doprecyzowania w kwestii powiązania konkretnych naruszeń z konkretnym zagrożeniem dla funduszy UE. Ale jak wynika z naszych rozmów w Brukseli, to nie osłabiło poparcia dla tego projektu m.in. ze strony Niemiec, Francji, Holandii. - Mało tego. Trudno wyobrazić sobie, że np. premier Holandii pójdzie do swojego parlamentu po zgodę na wpłaty do nowego budżetu UE i jednocześnie nie będzie miał w ręku unijnego instrumentu wiążącego te wpłaty z państwem prawa - tłumaczy nam wysoki unijny dyplomata.
Do zatwierdzenia reguły "pieniądze za praworządność" trzeba większości kwalifikowanej w Radzie UE i obecnie wydaje się, że jest ona jak najbardziej do osiągnięcia. Tyle, że przykładowo Polska może próbować połączenia negocjacji co do tego rozporządzania nad rokowaniami o nowym budżecie UE (na okres 2021-27), który wymaga jednomyślności wszystkich krajów Unii. Wetowanie budżetu Unii do czasu przekreślenia rozporządzenia "pieniądze za praworządność" jest możliwym trikiem negocjacyjnym.
- Szkopuł w tym, że to Polsce jako wielkiemu beneficjentowi budżetu najbardziej zależy na terminowej zgodzie na wspólną kasę. A płatnicy mogą dłużej pofunkcjonować po 2020 r. na podstawie prowizoriów budżetowych, które nie wymagają jednomyślności - tłumaczył nam ostatnio urzędnik UE.
Większe fundusze dla NGO-sów
Parlament Europejski także w czwartek opowiedział się za trzykrotnym powiększeniem do ponad 2 mld euro (w tym budżetem 850 mln euro dla organizacji działających lokalnie i regionalnie) budżetowego instrumentu „prawa i wartości” na lata 2021-27. - Silne społeczeństwo obywatelskie to jedyna odpowiedź na groźbę zawłaszczania społeczeństwa przez państwa krok po kroku idące w stronę autorytaryzmu. A niestety, przestrzeń dla działania dla NGO-sów kurczy się ze względu na presję polityczną niektórych rządów, niekorzystnych przepisów, trudności z pozyskaniem pieniędzy - tak zwiększenie tej budżetowego instrumentu tłumaczył w czwartek europoseł Michał Boni (PO).
Zgodnie z majowym projektem Komisji Europejskiej budżetowa koperta dla Warszawy miałaby skurczyć się aż o 23 proc., czyli z 83,9 mld do 64,4 mld euro w cenach z 2018 r. Przy zachowaniu zasad z obecnego budżetu redukcja powinna wynieść tylko 10-11 proc. (wskutek większego polskiego PKB), ale jest o ponad dwa razy mocniejsza w efekcie - niekorzystnych dla Polski - modyfikacji sposobu dzielenia pieniędzy oraz przeznaczenia ich części na nowe priorytety związane m.in. z migracją. Ponadto projekt Komisji Europejskiej przewiduje 27,1 mld euro dla Polski z funduszy rolnych, czyli o kilka miliardów mniej, niż należałoby się jej przy zachowaniu obecnych zasad.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl