Amerykański Departament Stanu zgodził się na sprzedaż Polsce samolotów F-35. To najnowocześniejsza tego typu konstrukcja, którą dysponują obecnie amerykańskie siły zbrojne.
Cena jednak niska nie jest. Za 32 samoloty Polska ma zapłacić ok. 6,5 mld dol., a więc grubo ponad 25,5 mld zł. Co na to resort obrony? - To cena maksymalna i obecnie trwają negocjacje na temat kosztów kontraktu - argumentuje minister Błaszczak. I może mieć rację. Na przykład Belgowie w zeszłym roku mieli kupić te same maszyny za 6,5 mld dol., a ostatecznie zapłacili 4,4 mld.
Jednak eksperci mają wątpliwości czy w ogóle warto kupować od Amerykanów te myśliwce. Po pierwsze - projekt F-35 jest wyjątkowo pechowy i nawet zdaniem Pentagonu latanie tymi samolotami może być dla pilotów niebezpieczne. A po drugie - polska armia ma wiele pilnych wydatków. I nie wszyscy uważają, że nowe samoloty są najpilniejszym z nich.
Moglibyśmy kupić i fregaty, i okręty podwodne
Najbardziej alarmujący jest stan polskiej Marynarki Wojennej. Obecnie posiada ona dwie duże fregaty - to dar rządu amerykańskiego. Obie jednostki zakończyły służbę w amerykańskiej marynarce około roku 2000 i potem trafiły do Polski. Z tym że ich konstrukcja pamięta jeszcze lata 70.
Jeszcze gorzej jest z okrętami podwodnymi. Teoretycznie Polska ma trzy takie jednostki, ale prawdopodobnie żaden z nich nie jest do końca sprawny technicznie. ORP "Orzeł" jest w remoncie od lat, a ORP "Bielik" i ORP "Sęp" to stare norweskie konstrukcje, które powstały jeszcze w latach 60.
Co jeśli kwota 25 mld zł trafiłaby na modernizację Marynarki Wojennej? Można byłoby wtedy bez problemu zrealizować plan zakupu bądź leasingu nowszych okrętów podwodnych. MON szacowało tu koszty na ok. 10 mld zł. Na oferty polska marynarka raczej nie mogłaby narzekać. Niemcy są w stanie wyleasingować na przykład dość nową jednostkę U-212.
A co z fregatami? W połowie zeszłego roku Polska była blisko zakupu dwóch używanych jednostek typu Adelaide z Australii. Za dwa okręty mieliśmy zapłacić 2 mld zł. Do zakupu jednak nie doszło, a media spekulowały, że wstrzymał go premier Mateusz Morawiecki. Pomysł miał zresztą wielu zagorzałych przeciwników. Z drugiej strony doświadczeni wojskowi, na przykład kontradmirał Krzysztof Jaworski, mówili, że taki zakup "doskonale wpasowuje się w nasze potrzeby".
Za 25 mld zł moglibyśmy kupić dokładnie 25 takich fregat. Czysto teoretycznie oczywiście - bo Australijczycy nie mają na sprzedaż aż tylu używanych jednostek tego typu.
Ponad 1100 nowych czołgów i modernizacja reszty
Jedną z niewielu rzeczy, na których brak polska armia się nie uskarża, są czołgi. Mamy ich niemal tysiąc, a to więcej niż na przykład Niemcy czy Brytyjczycy. Niemal 250 z nich to dość nowoczesne niemieckie konstrukcje Leopard 2.
Większość czołgów w polskiej armii to jednak stare wozy. Rząd jednak woli je modernizować niż kupować nowe. Niedawno podpisał umowę na modernizację 300 czołgów T-72 za 1,75 mld zł.
Gdyby jednak nie zakup samolotów F-35, to polska armia nie musiałaby modernizować starych konstrukcji. Za 25 mld zł można by kupić dokładnie 1140 nowych czołgów Leopard 2 - i to w bardziej zaawansowanej wersji A6.
Prawie 100 Caracali
Najwięcej w ostatnich latach mówiło się jednak o zakupie śmigłowców wielozadaniowych. Większość ekspertów była tu zresztą zgodna, że to najpilniejsza kwestia dla naszych sił zbrojnych. W 2015 r. Polska była zresztą bardzo bliska takiego zakupu. W kwietniu tego roku resort obrony wskazał, że chce kupić 50 śmigłowców typu H225M Caracal za 13,5 mld zł.
Jednak jesienią tego samego roku zmienił się rząd, który ostatecznie z kontraktu się wycofał. Gdybyśmy jednak chcieli do zakupu śmigłowców powrócić, to za 25 mld moglibyśmy kupić nie 50, a niemal 100 sztuk.
Za cenę 32 amerykańskich myśliwców najnowszej generacji moglibyśmy mieć również 2,5 tys. transporterów "Rosomak" w wersji bojowej z pełnym wyposażeniem oraz aż 6,5 mln karabinków szturmowych typu "Beryl".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl