Początek marca, właśnie mija pierwszy tydzień epidemii w Polsce. Dopiero co zapadły decyzje dotyczące zamknięcia szkół dla uczniów, a lada chwila wprowadzone będą ograniczenia w sklepach. Masowe zakupy już się zaczynają. Wszystkie imprezy są odwoływane. Nie minie kilka dni, a premier Mateusz Morawiecki ogłosi zamknięcie granic kraju.
W tym samym czasie, dokładnie 12 marca 2020 r., w jednym z poznańskich szpitalu umiera 57-letnia kobieta. To oficjalnie pierwsza ofiara koronawirusa i chorób współistniejących.
Od początku pobytu w szpitalu była podłączona do respiratora, miała ostre zapalenie płuc i przebywała w śpiączce farmakologicznej. Najprawdopodobniej wirusa złapała od jednej ze znajomych osób, która wróciła z ferii we Włoszech.
13 marca COVID-19 zabija w Polsce pierwszego mężczyznę.
We Wrocławiu umiera 73-letni pacjent. Niewydolność oddechowa, stan krytyczny, do tego rozwinięta posocznica (czyli sepsa - niewłaściwa reakcja organizmu na zakażenie). Źródło zakażenia? Najprawdopodobniej spotkanie rodzinne. Mężczyznę odwiedził syn z USA, który również przechodził zakażenie. Kilka tygodni wcześniej był we Włoszech na szkoleniach. W domu zachorowali wszyscy.
W ciągu 385 dni epidemii w Polsce (bo tyle czasu minęło od pierwszego zdiagnozowanego przypadku) na COVID-19 i choroby współistniejące zmarło ponad 50 tys. osób. Tylu mieszkańców ma Wejherowo, Piaseczno, Skierniewice, Tarnobrzeg czy Kołobrzeg. Epidemia kosztowała nas życie tylu osób, ile mieszka w jednym z tych miejsc. A to tylko dane oficjalne.
Jak pisaliśmy wielokrotnie w money.pl, epidemia to również ukryte ofiary wirusa. Ukryte, gdyż oficjalne i codzienne statystyki Ministerstwa Zdrowia ich nie obejmują.
Koronawirus zabija o wiele więcej Polaków niż nam się wydaje. I pośrednio (np. przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy dostęp do lekarzy lub po prostu strach przed medykami), i bezpośrednio (przez wirusa i chorobę, którą wywołuje). Jak wynika z danych z państwowego rejestru stanu cywilnego, w 2020 roku umarło o 70 tys. osób więcej niż rok wcześniej. Od początku 2021 roku liczba nadmiarowych zgonów wynosi 20 tys. Do marca 2020 roku zmarło 83 tys. osób, do marca 2021 zmarło 104 tys. osób.
A to oznacza, że epidemia - nie tylko sam wirus - spowodowały już śmierć blisko 90 tys. osób. To już rozmiary Słupska, Jaworzna czy Jastrzębia Zdroju. O wiele mniej mieszkańców mają takie regiony jak Nowy Sącz, Jelenia Góra czy Siedlce. A w wyniku epidemii jedno z takich miejsc po prostu wymarło.
To dodatkowe 90 tys. pogrzebów, które trzeba było zorganizować w wielu miejscach Polski. To również dodatkowe 360 mln zł, które trafiły do rodzin w formie zasiłków pogrzebowych. O tyle więcej musiał wydać w ciągu epidemicznych miesięcy Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, w ciągu ostatnich 24 godzin zmarło 575 osób.
Nie są to rekordowe poziomy, gdyż te zbliżały się do blisko 700 zgonów w ciągu doby. Jesteśmy jednak pod tym względem bardzo blisko jesiennej fali zakażeń.
Warto jednak zaznaczyć, że dotychczasowy najwyższy wynik - 674 ofiar - pojawił się, gdy dziennie w Polsce było około 25 tys. zakażeń (taki wynik był dokładnie 11 listopada, czyli 14 dni przed rekordowym pod względem zgonów 25 listopada). Biorąc pod uwagę dzisiejsze wyniki zakażeń, można niestety przewidywać nowe rekordy zgonów w najbliższych dniach. W ciągu najbliższych dwóch tygodni progi z jesieni zostaną najpewniej przebite. A to oczywiście fatalna informacja.
Jak zapowiedział premier Mateusz Morawiecki, w czwartek na konferencji prasowej poinformuje o kolejnych obostrzeniach, które będą obowiązywać w Polsce. I tu warto się zatrzymać.
Wprowadzane obostrzenia nie są tylko i wyłącznie wynikiem rosnącej liczby zakażeń. To odpowiedź na drastycznie rosnącą liczbę osób hospitalizowanych. Od miesięcy eksperci - działający przy premierze w ramach Rady Medycznej - wskazują, że 30 tys. osób w szpitalach to punkt krytyczny. I problemem nie jest tylko brak łóżek i respiratorów - wyzwaniem jest kadra, która miałaby taką liczbą pacjentów się zajmować.
Jak wynika z danych, już dziś liczby pacjentów - oraz liczby zajętych respiratorów - przewyższają stan z jesieni ubiegłego roku. W szpitalach przebywa ponad 26,5 tys. osób. Z tego 2,5 tys. wymaga podłączenia do aparatury wspomagającej oddychanie. O tym, jakie obostrzenia może wprowadzić rząd można przeczytać tutaj.