- Zdarzają się sytuacje, że mam pod opieką na raz ponad 20 groźnych przestępców. Morderców, gwałcicieli, gangsterów. Wszyscy rozkuci, z pełną swobodą ruchów. I ja sam - mówi Paweł. Nie powie, że się boi. Ale dyskomfort jest.
On pracuje na zachodzie kraju. To tam wakatów w więzieniach jest najwięcej, co w branży jest tajemnicą poliszynela. Wschód Polski jeszcze jakoś daje radę, bo takich braków nie ma, ale im bliżej niemieckiej granicy, tym gorzej - mówią nasi rozmówcy.
- Na początek zarobisz niecałe 3 tysiące złotych na rękę. I jesteś na każde zawołanie. Świątek, piątek, noc czy urlop. Dzwoni telefon i masz być, bo nie ma komu pracować. Służba - mówi. - Nic dziwnego, że młodzi, zamiast do kryminału, wolą iść pracować na kasę w markecie. Spokojniej, a i niedziele mają teraz wolne.
Szczególnie, że rekrutacja do Służby Więziennej nie jest prosta. - W procesie rekrutacji najwięcej osób eliminują badania psychologiczne, które mają na celu określenie predyspozycji osobowościowych do pracy w Służbie Więziennej - mówi nam ppłk Elżbieta Krakowska, rzeczniczka Dyrektora Generalnego Służby Więziennej.
Dodaje również, że tylko w ubiegłym roku ze służby odeszło 1455 funkcjonariuszy, a przyszło - 1143. To spadek załogi o ponad 300 osób.
Reorganizacja znaczy nadgodziny. Rekordzista mógłby nie pracować przez pół roku
Ppłk Krakowska przyznaje, że przez liczbę wakatów trzeba "przeorganizować pracę niektórych jednostek penitencjarnych". Czytaj: "zwiększyć zaangażowanie funkcjonariuszy w wykonywanie dodatkowych obowiązków służbowych.
Efekt? - Ja mam ponad 400 nieodebranych nadgodzin. A jak chcę dzień wolny, to słyszę, że "nie teraz, bo trzeba jechać z transportem". Albo że "okres urlopowy" i nie ma ludzi - mówi Paweł.
Ale nie on jest rekordzistą. - U mnie w kryminale jeden z dowódców ma ponad 600 nieodebranych nadgodzin, a w Stargardzie podobno jest człowiek, który przebił 1000 - mówi funkcjonariusz.
W centrali mają tego świadomość. - Na dzień 15 lipca 2019 r. średnia ilość nadgodzin na funkcjonariusza wynosiła 187 godzin. Zdarzają się przypadki, że ilość wypracowanych nadgodzin jest większa, lecz dotyczy to osób, które zajmują stanowiska wymagające określonego stażu służby i doświadczenia - przyznaje ppłk Elżbieta Krakowska.
Dodaje również, że "osoby z najwyższą liczbą wypracowanych nadgodzin systematycznie kierowane są na dłuższe okresy dni wolnych". W teorii, bo - jak mówi Paweł - o odebranie wolnego nie jest tak łatwo.
- Przecież gdybym nagle miał odebrać wszystkie moje nadgodziny, to w pracy nie pojawiłbym się przez prawie 3 miesiące - żartuje.
Z kolei rekordzista ze Stargardu 1000 nadgodzin odbierałby przez 25 tygodni. Czyli przy założeniu, że zaczyna odbierać je teraz, na początku sierpnia, do pracy wróciłby w przyszłym roku, w okolicach Walentynek.
"Nie masz zasięgu? To ja do sąsiada zadzwonię"
Bartek jest tuż przed 40-tką. W zakładzie karnym (choć sam mówi o nim "kryminał") pracuje od ponad 10 lat. - Tak źle jeszcze nie było. Kiedyś to jak coś fikaliśmy i narzekaliśmy, to dowódca mówił, że "dziesięciu już czeka na twoje miejsce". Dziś już nikt tak nie mówi - podkreśla Bartek.
Na co dzień ma kontakt z groźnymi przestępcami, również tymi z pierwszych stron gazet. W środowisku jednak nikt nie mówi "przestępca". W kryminale każdy osadzony to "złodziej", nawet jak siedzi za gwałt.
- To jest służba. Musisz być cały czas gotowy, że zadzwoni telefon i masz przyjechać do pracy. Choćby nie wiem co - mówi. - Nas już nawet nikt nie prosi, czy moglibyśmy przyjść. Jest rozkaz i masz się stawić. Koniec dyskusji.
Funkcjonariusze są więc sfrustrowani i przemęczeni. Często wręcz skrajnie wycieńczeni, bo przez kilka dni z rzędu pracują na 12-godzinnych zmianach. "Bo kolega prosił o zastępstwo", "bo dowódca kazał przyjść w dzień wolny", "bo był ważny transport osadzonego". Powodów jest mnóstwo.
Niektórzy funkcjonariusze wzięli się na sposób i przestali odbierać telefony po godzinach pracy. Bartek opowiada historię: - Kolega mówił, że dowódca się na niego wściekł, bo ten nie odbierał telefonu po godzinie 23. To mu tłumaczył, że mieszka na wsi i ma problem z zasięgiem. Usłyszał, żeby dał numer stacjonarny, a jak nie ma, to niech da do sąsiada, to najwyżej go obudzą i poproszą o przekazanie informacji.
- Dochodzi do takich absurdów, że szefostwo prowadzi rejestr: kto odbiera po pracy, kto nie, a jeśli oddzwania, to po ilu minutach. Prywatny telefon, nie służbowy. W głowie się nie mieści - mówi Bartek.
Zapytaliśmy o to biuro prasowe Służby Więziennej. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że zarząd "nie ma wiedzy o prowadzeniu takich rejestrów".
Spotkanie w kolejce do psychiatry
Brak wolnych dni, przemęczenie i frustracja musi odciskać piętno na zdrowiu funkcjonariuszy. Do tego stopnia, że wielu z nich spotyka się z kolegami... w kolejce do psychiatry.
- To chyba jedyny sposób, by trochę odpocząć. W przychodni zdrowia z usług psychiatry korzystają przede wszystkim klawisze. Nawet lekarze śmieją się, że jak przychodzi klawisz, to na pewno do psychiatry i tylko po zwolnienie lekarskie. Zazwyczaj na 3-4 tygodnie - mówi Paweł.
On skorzystał z takiego L4 raz w życiu, bo - jak mówi - "nie wyrabiał i żył w ciągłym stresie". W kolejce spotkał trzech kolegów ze swojej zmiany. Ale i tu kołdra jest za krótka. Bo przecież jak oni są na zwolnieniu, to ktoś za nich robi nadgodziny. I tak w kółko.
Co prawda funkcjonariusze dostali 600 złotych podwyżki w tym roku, mają też obiecane pieniądze od stycznia przyszłego roku. Wciąż jednak praca w Służbie Więziennej oznacza średnią pensję na poziomie 3-3,5 tys. zł na rękę. Wciąż za mało, by zachęcić do pracy młodzież.
- Tak, wiem, mamy wcześniejsze emerytury. Ale do nich też trzeba jakoś dociągnąć - puentuje Bartek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl