- Docelowo chcemy, aby pomiędzy Polską a Chinami kursowało nawet 100 naszych ciężarówek - słyszmy w firmie Omega Pilzno.
Na portale rekrutacyjne trafiły już ogłoszenia. Poszukiwani są kierowcy, którzy mają prawo jazdy na ciężarówki. Wybrane osoby będą jeździć z południowej Polski do chińskiego miasta Khorgos, w którym znajduje się duży port przeładunkowy. Tam trafiają towary z fabryk, znajdujących się w całym Państwie Środka.
Miasto znajduje się przy samej granicy z Kazachstanem, a zatem kierowcy nie będą zbyt długo jeździć po samych Chinach.
Dwa tygodnie w trasie
Jak zapewnia firma, kursy będą prowadzone w podwójnej obsadzie - jeden kierowca będzie jechał, drugi odpoczywał i tak na zmianę.
Trzeba jednak przygotować się na pokonanie nawet 10 tys. kilometrów w obie strony. Trasa może zająć od 12 do 14 dni. Potem po takiej podróży można mieć tydzień wolnego w domu.
- Mamy bardzo dużo zgłoszeń. Sporo kierowców chce spróbować czegoś innego - opowiadają nam pracownicy Omega Pilzno, choć nie podają, ile konkretnie osób się zgłosiło. Ogłoszenie na jednym z portali ogłoszeniowych wyświetlono już niemal 18 tys. razy.
Firma zapewnia, że kierowcy na tej trasie będą mogli zarobić od 11 do 12 tys. zł brutto.
Alternatywa dla statku?
Trasa ciężarówek z Polski ma pokrywać się z Nowym Jedwabnym Szlakiem, czyli siecią dróg łączącą Chiny z Europą.
Omega Pilzno zapewnia, że popyt na transport samochodowy pomiędzy Chinami oraz Polską jest ogromny - w dużej mierze z powodu pandemii. Koszty transportu towarów drogą morską i lotniczą bardzo wzrosły.
- Faktycznie, przez pewien czas były duże problemy, część kontenerów ze statków nie wraca na czas, są ciągle ograniczenia. Jest znacznie drożej niż w 2019 r. - komentuje w rozmowie z money.pl Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Jego zdaniem ceny transportu morskiego do poziomu sprzed pandemii raczej już nie wrócą - jednak powinny niebawem zacząć nieco spadać.
Zdaniem Furgalskiego będzie się jednak utrzymywał popyt na "szybkie i drogie" przewozy lotnicze oraz "wolny i tani" transport morski. - Transport kolejowy jest tu gdzieś pośrodku - uważa ekspert. I jak dodaje, pozostaje niszą.
Gdzie w tym wszystkim mogą znaleźć się ciężarówki? Furgalski uważa je raczej za "ciekawostkę". - Proszę porównać sobie te 100 ciężarówek z jednym statkiem oceanicznym, który może zabrać nawet 20 tys. kontenerów - mówi. Niemniej dodaje, że pewnie znajdą się klienci, którzy będą chcieli przestawiać się właśnie na TIR-y.
Tych jednak, według Furgalskiego, nigdy nie będzie bardzo dużo. A na pewno nie tyle, żeby zagrozić statkom. - Transport morski króluje i będzie królował - uważa. Jak dodaje, polscy kierowcy nie powinni raczej się obawiać konkurencji od tych z Zachodu. - Ci często takich tras zwyczajnie się boją - mówi Furgalski.
Co o ofercie sądzą sami kierowcy ciężarówek? - 11 tys. na działalności gospodarczej, a to najczęstszy model, to nie jest wcale tak dużo, jak na taką trasę. To raczej propozycja dla początkujących. Albo dla takich, którzy szukają przygód. Ja podziękuję, zostanę na swoich trasach - opowiada nam doświadczony kierowca, który jeździ głównie po zachodzie Europy.