Polski rynek pracy cierpi na niedobory kadrowe. W sektorze produkcji przemysłowej brakuje monterów, elektromonterów, operatorów maszyn numerycznych (np. obrabiarki, wtryskarki), spawaczy, szwaczek, tapicerów.
W transporcie i logistyce kierowców ciężarówek, operatorów wózków widłowych, magazynierów, pakowaczy. W budowlance murarzy, zbrojarzy, cieśli szalunkowych, operatorów maszyn budowlanych, elektryków. Duży popyt występuje też w sektorze produkcji spożywczej.
- Popyt na pracowników fizycznych będzie nadal rósł. Nowością może być relatywnie duży popyt na pracowników zagranicznych średniego szczebla tj. kierowników produkcji czy brygadzistów. Z korzyścią dla atrakcyjności naszego rynku pracy byłoby, gdyby byli oni wyłaniani wewnętrznie poprzez awans - tłumaczy money.pl Paweł Kułaga z Greygoose Outsourcing i Foreign Personnel Service.
Europa podkrada nam Ukraińców, ratunek za oceanem
Firmy nie unikną ostrej walki także o specjalistów. Popyt na tych pracowników wynika m.in. z inwestycji w technologie i rozwój centrów usług IT. To już nie jest tak, że programistów poszukują tylko firmy informatyczne, ale też zajmujące się handlem internetowym, bankowością, usługami medycznymi.
Przedsiębiorstwa, które przyjęły do pracy cudzoziemców, przewidują dalsze wzrosty zatrudnienia. Na rynku nadal dominować będą pracownicy z Ukrainy, choć coraz mocniej kuszą ich inne unijne rynki, np. w Czechach, na Węgrzech czy w Rumunii. Dlatego wiele polskich agencji rekrutacyjnych decyduje się odnowić trochę zapomniane i pomijane kierunki takie jak Gruzja, Mołdawia, Białoruś.
Podaż pracowników z Azji rokrocznie wzrasta co najmniej dwukrotnie. Ten trend może się utrzymać, ponieważ w regionie otwierają się nowe polskie placówki konsularne. Pewnym novum może być otwarcie rynku dla pracowników z krajów Ameryki Łacińskiej, jak Argentyna, Kolumbia czy Urugwaj. Dziś stanowią oni mniej niż 10 proc. pracujących w Polsce cudzoziemców. Trend ten jednak rośnie.
- Pracownicy z Ameryki Łacińskiej coraz częściej trafiają do naszego kraju, choć o decyzji najczęściej decyduje to, że poznali Polaków lub są z nimi spokrewnieni. Z ojczyzn wypycha ich skrajna bieda i niestabilna sytuacja polityczna. Na chwilę obecną są to jednak przeważnie pracownicy wyżej wykwalifikowani. Już dziś w prawie każdej większej firmie IT czy tzw. Shared Service Centre, czyli zapleczu międzynarodowych korporacji, znajdziemy pracowników, którzy przyjechali do Polski z Ameryki Łacińskiej – wyjaśnia money.pl Michał Młynarczyk, prezes Devire.
Wiele zależy od Niemców
Ważnym sygnałem (i szansą) dla pracodawców jest decyzja Niemiec o odroczeniu otwarcia rynku dla pracowników spoza Unii do 2020 roku.
- Pomimo odroczenia otwarcia rynku niemieckiego wielu kandydatów już teraz zdecyduje się na wyjazd, rozpoznanie warunków życia i oczekiwanie na zalegalizowanie pobytu i pracy w 2020. Polscy pracodawcy, którym zależy na zainteresowaniu swoją ofertą i zatrzymaniu personelu zagranicznego, powinni starać się nawiązywać długoterminowe relacje z pracownikami, włączać najlepszych w system awansów, zainwestować w rozwój ich umiejętności merytorycznych oraz językowych – komentuje Paweł Kułaga.
Do poprawy są też rozwiązania systemowe. Pisaliśmy na money.pl, że w Polsce firma może zatrudnić kandydata na trzy miesiące z paszportem biometrycznym, z visą roboczą na pół roku albo z zezwoleniem na pracę od roku do trzech lat. Przejście między tymi formami wymusza przerwę w pracy, a to utrudnienie dla firmy.
W Polsce pracuje i płaci podatki ok. 440 tys. obywateli Ukrainy. Osoby z tego kraju zatrudnia co dziesiąta firma. Otwarcie niemieckiego rynku pracy oznaczałoby dla polskiej gospodarki 1,5 mln wakatów.
Zagraniczni pracownicy mogą nie wypełnić luki kadrowej. Dlatego ważnym trendem może się stać tzw. srebrna gospodarka. Chodzi o osoby 50+, które są mniej aktywne na rynku pracy, a w których drzemie niewykorzystany potencjał. Kompetentni pracodawcy będą umieli go odkryć i wykorzystać.
W tym roku na znaczeniu zyska czas rekrutacji. Na przykład już teraz firma ROHLIG SUUS Logistics prowadzi program „Zatrudnienie w 48 godzin”.
- Wybrani kandydaci otrzymują ofertę pracy w ciągu dwóch dni roboczych od spotkania rekrutacyjnego. Dzięki temu unikamy ryzyka, że świetny kandydat rozpocznie pracę w innej firmie tylko dlatego, że złożyła ona ofertę przed nami – tłumaczy money.pl Jacek Głowacz, specjalista ds. kadr z ROHLIG SUUS.
Według szacunków resortu rodziny pracę ma ponad 16 mln Polaków (na koniec grudnia 2018r.). Firmom brakuje ponad 120 tys. pracowników. Z kolei ok. 60 proc. pracodawców ma problem ze znalezieniem pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl