- Dopiero zapłaciłem ZUS i opłaty do ZAiKS-u. A tu przychodzi państwo i zamyka mi biznes. Koszty są, a nie ma nawet jak na nie zarobić - mówił niedawno w money.pl Zenon Jakubowski, właściciel siłowni w Ostrzeszowie.
To jeden z powiatów, który od soboty został objęty tzw. czerwoną strefą epidemiczną. Oznacza to, że w siłowniach, klubach fitness, restauracjach czy kościołach został wprowadzony limit osób w przeliczeniu na powierzchnię.
Dla siłowni to 1 osoba na 10 m kw., dla restauracji 1 na 4 m. W kościołach natomiast obwiązuje 50 proc. obłożenia obiektu kultu religijnego oraz obowiązek zakrywania ust i nosa.
Przedsiębiorcy nie gryzą się w język. - Dla mojego biznesu paradoksalnie lepiej by było, gdyby pandemia znowu wybuchła na terenie całego kraju. Przynajmniej byłaby jakaś pomoc od państwa - mówił przedsiębiorca z Ostrzeszowa.
Restauratorzy z limitami
Problemy dotykają jednak właścicieli firm również w innych częściach Polski. Na przykład w Nowym Sączu, który również w sobotę trafił do czerwonej strefy.
- Widzimy to przede wszystkim w ogródkach. Do tej pory mogło tam siedzieć 50 osób. Teraz jest to raptem 15 miejsc - mówi money.pl pan Jerzy, właściciel jednej z nowosądeckich restauracji.
Przyznaje, że liczy na pomoc ze strony rządu. - Przecież ja muszę płacić pracownikom. A co, jeśli taka sytuacja u nas będzie do grudnia? - pyta restaurator.
Podkreśla, że w jego regionie jest wiele dużych zakładów pracy. - Przecież w najbliższych dniach tych zachorowań będzie jeszcze więcej. I co, zamkną nas całkiem? - denerwuje się.
Jakiej pomocy oczekuje? - Trudno oczekiwać od rządu, żeby nakazał właścicielom kamienic obniżenie czynszów. Ale już na przykład dopłaty do rachunków czy zwolnienie ze składek to coś, co by bardzo pomogło - mówi pan Jerzy.
Przypomina jednocześnie, że branża gastronomiczna bardzo mocno ucierpiała już w pierwszych tygodniach epidemii.
- To nie jest nasza wina, że w kraju panuje epidemia - puentuje restaurator z Nowego Sącza.
Pomoc punktowa
Na pomoc dla przedsiębiorców ze stref czerwonych (ale również żółtych, gdzie ograniczenia są co prawda mniejsze, ale również uciążliwe) liczą również organizacje branżowe.
- Wciąż mamy pieniądze z tarcz antykryzysowych, dobry i szybki mechanizm z tarczy PFR. Można je wykorzystać, żeby pomóc punktowo, czyli poszczególnym branżom ale i poszczególnym powiatom - mówił w poniedziałek w programie "Money. To się liczy" Maciej Witucki, prezes Konfederacji Lewiatan.
Jak dodawał, jest przeciwny rozrzucaniu pieniędzy z helikoptera dla wszystkich. - Resztę pieniędzy, które wciąż pozostały w ramach programów pomocowych powinniśmy kierować właśnie do tych miejsc - mówił Witucki.
"Punktową pomoc" wielokrotnie zapowiadała również wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Jak podkreślała, kolejnych tarcz antykryzysowych już nie należy się spodziewać, ale rząd będzie chciał pomagać tym, którzy ucierpieli najbardziej.
Zapytaliśmy więc o ewentualną pomoc w resorcie wicepremier Emilewicz. Przedsiębiorcy z czerwonych stref nie będą jedna usatysfakcjonowani. Biuro prasowe sugeruje korzystanie z dotychczasowej pomocy.
"W czasie pandemii Covid-19 na bieżąco obserwujemy sytuację społeczno-gospodarczą i zdrowotną w kraju. Zachęcamy przedsiębiorców i pracowników do dalszego korzystania z różnego rodzaju oferowanych form i instrumentów wsparcia, jakie już od kilku miesięcy są dostępne z Tarczy Antykryzysowej i Tarczy Finansowej PFR. Do tej pory z przeznaczonych na ten cel 312 mld zł do polskich przedsiębiorców trafiło już prawie 130 mld zł - w tym ponad 60 mld zł z PFR, ponad 23 mld zł z Ministerstwa Rodziny, blisko 22 mld zł z ZUS i 22,5 mld zł z BGK oraz 51,1 mln zł z ARP (stan na 10 sierpnia)" - czytamy w przesłanej money.pl odpowiedzi.