Nadal nie wiemy, ile powinien wynosić ryczałt lub ekwiwalent za pracę zdalną. To właśnie pracodawca ustala jego wysokość z pracownikiem - a tego nie określają żadne przepisy. Zmienić ma to dopiero nowelizacja kodeksu pracy i innych ustaw. Jak natomiast wskazują eksperci, to może rodzić dodatkowe ryzyko, że w ramach ekwiwalentu do pracowników powędruje... dodatkowe wynagrodzenie. To niestety rodzi kolejne problemy. Fiskus może bowiem uznać to za "działanie pozorne" i pociągnąć obie strony do odpowiedzialności.
Projekt resortu rozwoju zakłada, że zasady pracy zdalnej będą ustalane razem z ze związkami zawodowymi lub innymi przedstawicielami pracowników. Tak się jednak nie dzieje. W myśl nowych przepisów pracodawca będzie zobowiązany dostarczyć podwładnym niezbędne do wykonywania zajęć materiały. Do tego dochodzą także koszty energii, jaką zużywa, pracując.
Jeśli pracownik korzysta w pracy z własnego sprzętu, wówczas pracodawca zobowiązany jest wypłacić mu z tego tytułu ekwiwalent, bądź po prostu ryczałt odpowiadający kosztom ponoszonym przez pracownika w pracy zdalnej.
Dziennikarze "Dziennika Gazety Prawnej" zastanawiają się, czy pracownik, któremu zostanie wypłacony ekwiwalent bądź ryczałt, otrzyma z tego tytułu przychód oraz czy jego pracodawca zaliczy takie kwoty do firmowych kosztów.
Pytanie jest zasadne, ponieważ w uzasadnieniu projektu resortu rozwoju czytamy, że wchodzące w życie zasady będą objęte tak jak do tej pory podatkiem dochodowym. To samo dotyczy się dodatkowych rekompensat z tytułu pracy zdalnej.
Jak jednak wskazuje Michał Brągiel z kancelarii Gessel w rozmowie z dziennikiem, największym problemem będzie ustalenie tego, jakie koszty ponosi pracodawca w związku z pracą zdalną podwładnych.
- W praktyce nie będzie łatwo określić, o ile wzrosły wydatki pracownika na prąd czy wodę w związku z pracą zdalną. Skro zaś wysokość wypłacanych kwot będzie się różnić, niewątpliwie może to wzbudzić zainteresowanie fiskusa - komentuje.