- To, ile żołnierzy USA będzie w Polsce (mówi się o kolejnym tysiącu - przyp. red.) zależy od Stanów Zjednoczonych. Dla mnie najważniejsze jest to, że obecność amerykańskich wojsk wzmacnia się. Zostanie stworzone dowództwo dywizji, które będzie mogło m.in. reagować w sytuacja kryzysowych i otworzyć centra szkolenia - mówił w środę Andrzej Duda w USA tuż po podpisaniu porozumienia ws. zwiększenia obecności wojsk USA w Polsce.
Prezydent potwierdził wcześniejsze przypuszczenia. Polska poniesie koszty infrastrukturalne związane z gruntem. Szacuje się, żę będzie to ok. 2 mld dol. (7,5 mld zł). Jak mówił Duda, "zainwestujemy w to, czego nie da się zabrać z Polski, bez względu na zmianę władzy. Infrastrukturę bojową, czyli wyposażenie żołnierzy i wszystko to, co wchodzi we własność armii USA poniosą Stany Zjednoczone" - podkreślił.
Pytanie tylko czy to koniec wydatków? Czy tylko zainwestujemy w infrastrukturę i potem do obecności US Army w Polsce nie dopłacimy ani złotówki?
- Na tym etapie mamy deklaracje intencji. Wynika z nich, że będziemy musieli przygotować infrastrukturę dla dowództwa dywizji, ośrodki szkolenia, poligony, drogi. Trudno przewidywać jak w szczegółach będzie wyglądał standard rozliczania się Polaków z Amerykanami już po przeprowadzeniu tych inwestycji. W każdym państwie, gdzie są wojska USA, wygląda to inaczej - mówi money.pl Mariusz Cielma, naczelny magazynu "Nowa technika wojskowa" i publicysta „Dziennika zbrojnego”.
Trump chce większego udziału finansowego
Jak dodaje ekspert, np. Niemcy formalnie za to nie płacą, ale wspierają finansowaniem różnych programów dla Amerykanów, jak np budowa obiektów również edukacyjnych czy służby zdrowia. Z kolei Japonia i Korea wprost partycypują w kosztach wojskowej obecności USA.
Co więcej administracja Trumpa już wielokrotnie sygnalizowała, że płacą za mało. Prezydent USA nie ukrywa, że powinni ponosić 100 proc. kosztów i jeszcze połowę z tego wypłacać USA jako swoistą premię. Na razie jednak to tylko słowa. Jak już pisaliśmy w money.pl, utrzymanie ponad 23 tys. Marines stacjonujących przy granicy z Koreą Północna kosztują 800 mln dol. (2,9 mld zł) rocznie. Zgodnie z międzyrządowymi ustaleniami rząd w Seulu płaci połowę.
Z kolei Japończycy, którzy goszczą ok. 40 tys. żołnierzy USA, rocznie płacą ponad 70 proc. kosztów, co daje ponad 4 mld dol. rocznie, czyli koło 15 mld zł. - Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że tam ta liczebność wojsk jest dużo większa. Ten tysiąc żołnierzy u nas ma przebywać raczej na stałe. Dołączą do ok. 3,5-4 tys. żołnierzy rotacyjnej brygady pancernej już u nas stacjonującej - mówi Cielma.
Nasz rozmówca zwraca jednak uwagę, że pancerniacy często też są przerzucani do innych państw regionu i ich skład jest stale rotowany.
- Mam dystans do formułowania tez, że powstają bazy amerykańskie. Kilka tysięcy żołnierzy stacjonuje u nas już od kilku lat, teraz jest próba sformalizowania tej obecności. Ma to olbrzymią wartość polityczną i odstrasza potencjalnych przeciwników. Niewiele jest przecież państw w Europie, gdzie są amerykańskie jednostki bojowe. Dlatego to będą dobrze wydane pieniądze - przekonuje naczelny "Nowej techniki wojskowej".
Infrastruktura również dla Polaków
Ponadto, jak zaznacza Cielma, polskie wojsko też będzie korzystało z tych poligonów i centrów szkoleń. Infrastruktura jest nam potrzebna. Udowodniła to obecność amerykańskich wojsk pancernych. Przybyło kilka tysięcy żołnierzy i pojawiły się problemy z płynnym szkoleniem naszego i amerykańskiego wojska. Czy to jednak nie nazbyt kosztowne?
- Za 2 mld dol. moglibyśmy dokończyć program Homar, czyli dokupić 3 kolejne dywizjony Himarsów. Te pieniądze można by również wydać na co najmniej dwa okręty podwodne, których tak bardzo potrzebujemy.
Jednak zakotwiczenie Amerykanów w Polsce jest nie do przecenienia. Amerykanie dają nam swój atomowy parasol i zapewniają bezpieczeństwo, którego nie da nam żadne inne państwo na świecie - konkluduje.
Maksymilian Dura, komandor rezerwy Marynarki Wojennej i publicysta "Defence 24" potwierdza, że zyskujemy zarówno na zakupach amerykańskiej broni, jak i zwiększonej obecności wojsk USA.
Sprzęt dla Polaków czy Amerykanów?
- Specjalistom trudno jest krytykować takie decyzje. Kupujemy najnowocześniejszy sprzęt wojskowy, zyskujemy za tą sprawą większą przychylność USA. Taki sojusz jest oczywiście bardzo cenny, ale ciągle jest jednak pytanie o stan naszej armii - mówi money.pl komandor.
W jego ocenie oczywiście z politycznego punktu widzenia zakupy Patriotów i systemów HIMARS są uzasadnione, jednak nasze wojsko nie jest w stanie tego w pełni wykorzystać. O tych wątpliwościach pisaliśmy już w money.pl. W ocenie Dury kiedy na politycznych salonach zmienią się sympatie, możemy mieć problem.
- Bez systemów kierowania ogniem, które mają Amerykanie, nie skorzystamy z możliwości jakie daje F-35. Ponadto zakupy Patriotów, Himarsów nic nie dały naszemu przemysłowi. Nie doszło do transferu technologii - mówi Dura.
Ekspert ma zatem pewne wątpliwości związane z Fortem Trump. Część pieniędzy, które pójdą na zacieśnianie przyjaźni z Amerykanami, wolałby jednak przeznaczyć na wymianę sprzętu, z którego korzystają nasi żołnierze.
W eksperckim środowisku przeważa jednak opinia, że zakupy w USA wzmacniają możliwości amerykańskich wojsk w Polsce. Jednocześnie też skłoniły Amerykanów do ważnych politycznych deklaracji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl