Z ostatnich dostępnych danych jasno wynika, że Francja zdrowo rozminie się ze swoim celem OZE na 2020 r., który wynosi 23 proc. końcowego zużycia energii brutto. Na koniec 2019 r. wskaźnik wynosił 17,2 proc. i w ciągu roku wzrósł o 0,6 pkt, głównie dzięki wiatrowi i pompom ciepła. Rząd uznał, że ponieważ jest postęp, to wynik jest niezły. Rok 2020 był nietypowy ze względu pandemię, ale nawet ona nie spowodowała skokowego wzrostu udziału OZE.
Z takim rezultatem Francja, razem z Niderlandami wloką się w ogonie Europy. Patrząc na trajektorię rozwoju francuskich OZE w stosunku do założonej ścieżki widać, że mamy do czynienia ze strukturalną niewydolnością. Przyczyn opóźnień w rozwoju energetyki odnawialnej jest wiele, niemal jak 300 gatunków sera w powiedzonku de Gaulle’a o trudnościach z zarządzaniem krajem.
Elektryczny klincz
Jeśli chodzi o produkcję energii elektrycznej, OZE we Francji nie mają łatwo. Francja, jak wiadomo, stoi atomem, solidnie podpartym hydroenergetyką, którą przecież też zalicza się do źródeł odnawialnych. Z paliw kopalnych kilkuprocentowy udział ma jedynie gaz. Wiatr i słońce muszą się rozpychać ze swoją produkcją między atomem, a wodą, podpierając się gazem.
Co prawda ustawa z 2015 "o transformacji energetycznej i zielonym wzroście" definiuje ścieżkę ograniczania zależności od atomu - w 2025 r. miałby dostarczać jedynie połowę prądu, a nie trzy czwarte jak dziś, ale nikt w ten scenariusz już nie wierzy. Francuzi powszechnie mają świadomość niemieckiej lekcji, że wyłączenie elektrowni atomowych prowadzi do wzrostu emisji z gazu, a nawet węgla. Atom produkuje dużo, tanio, bez emisji i będzie to robił jeszcze przez co najmniej 20 lat. Wyłączenie najstarszej elektrowni Fessenheim, notabene obiecane jeszcze przez Francois Holland’a w 2012 r. wywołało w kraju mnóstwo kontrowersji.
Powszechnie francuskie opóźnienia łączyło się też z protestami przeciwko wiatrakom, restrykcyjnymi regulacjami i generalnie niesprzyjającemu otoczeniu dla lądowej energetyki wiatrowej, prowadzącemu do tego, że we Francji kręci się kilkakrotnie mniej turbin niż w Niemczech.
Dlaczego Francja znalazła się w europejskim odnawialnym ogonie? Czy w kraju z praktycznie bezemisyjną energetyką jest sens rozwijać OZE? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl
Leszek Kadej, Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl