Grudzień to jeden z bardziej dochodowych okresów dla fryzjerów. Terminarze są zapełnione, bo każdy w święta i na sylwestra chce się dobrze prezentować. Niestety w tym roku sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
- W porównaniu z zeszłym rokiem mamy teraz jakieś 30 proc. mniej klientów przed świętami. A przed sylwestrem? Teraz to już nawet nie ma co porównywać - mówi pracownik salonu fryzjerskiego Remedy w Sopocie.
Rok temu w tym salonie tydzień przed świętami można było pomarzyć o wolnym terminie na koloryzację. Szczęśliwiec mógł jedynie liczyć na nagłe zwolnienie terminu przez innego klienta.
A teraz? Dzwonimy tydzień przed i wolny termin dostajemy od ręki. Niestety tak jest w całej branży beauty.
- Rok temu w połowie grudnia mieliśmy już wszystkie terminy przed świętami i sylwestrem zapełnione, a w zasadzie nawet do Święta Trzech Króli było wszystko zajęte. Teraz mamy jeszcze około 20 proc. terminów wolnych - słyszymy w jednym z krakowskich salonów fryzjerskich.
"Rok temu było to nie do pomyślenia"
Niestety analizy nie są pocieszające. Według danych Booksy&Versum, platform dla branż hair&beauty, średni spadek rezerwacji w salonach urody, w porównaniu z ubiegłym rokiem, wyniósł blisko 30 proc. A to tylko przed ogłoszeniem ograniczeń w przemieszczaniu się w sylwestra. Teraz rezerwacji będzie pewnie jeszcze mniej.
- Jest zdecydowanie gorzej niż rok temu. Nawet po pełnej dezynfekcji i zachowaniu wszystkich środków ostrożności, widać, że klienci jednak boją się odwiedzać salony fryzjerskie - słyszymy po rozmowie z recepcją katowickiego salonu fryzjerskiego Wadas.
Z danych Booksy&Versum wynika, że najbardziej popularne usługi w grudniu to strzyżenie męskie, strzyżenie damskie, koloryzacja włosów oraz manicure. A co z upięciami? Mówiąc krótko - nie ma sylwestra, nie ma i fryzur sylwestrowych.
"Będzie o wiele gorzej"
Prognozy dla fryzjerów nie są pocieszające. Styczeń i luty to również bardzo gorące okresy w roku, gdy salony są oblegane przez maturzystki i karnawałowiczów. O powrocie imprez jednak można teraz jedynie pomarzyć.
- Teraz klienci jeszcze są. Natomiast podejrzewam, że od stycznia niestety będzie o wiele gorzej. Bez studniówek, bez wesel, bez karnawałowych zabaw już teraz musimy odkładać pieniądze na następne miesiące - słyszymy od pracownicy "Saloniku fryzjerskiego" w Grodzisku Mazowieckim.
Rok temu rezerwacje na terminy karnawałowe, a zwłaszcza na studniówkowe, pojawiały się nawet kilka miesięcy wcześniej. - Teraz na ten okres mamy jakieś pojedyncze rezerwacje naszych stałych klientów - słyszymy w rozmowie z sopockim Remedy.
Do tego wciąż pozostaje niewyjaśniona kwestia otwartych salonów fryzjerskich w galeriach handlowych. Na czwartkowej konferencji nikt nie powiedział o nich ani słowa. Pozostaje czekać, aż ukaże się najnowsze rozporządzenie.
Co z imprezami studniówkowymi? Na ten moment nie wygląda to obiecująco.
- Na razie są bardzo poważne ograniczenia i dopóki nie zostaną one zdjęte w innych dziedzinach życia dla osób dorosłych, to dotyczą również uczniów - mówił o imprezach w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski były minister edukacji Dariusz Piontkowski.
Toną w długach
Z danych KRD wynika, że długi zakładów fryzjerskich rosną lawinowo. Najwyższą kwotę do oddania partnerom biznesowym mają salony fryzjerskie i kosmetyczne z Mazowsza - muszą spłacić ponad 13 mln zł. Na kolejnych miejscach plasuje się Śląsk (7,7 mln zł) i Pomorze (4,2 mln zł).
Blisko połowę kwoty zadłużenia branża ma do uregulowania w bankach. Prawie 15 z 49 mln zł są zobowiązane oddać firmom windykacyjnym i funduszom sekurytyzacyjnym, a 3,2 mln zł telekomom - wynika z danych Krajowego Rejestru Długów (KRD).
Według KRD dług branżowych rekordzistów przekracza milion złotych. Ponad 1,76 mln zł do oddania ma firma fryzjerska z Warszawy, a rekordzista z Olsztyna zalega bankom na 1,12 mln zł.
Zakłady fryzjerskie i kosmetyczne mają obecnie prawie 49 mln zł długów. W lutym, ostatnim miesiącu przed pandemią, ich zadłużenie było o prawie 11 mln zł niższe - do listopada wzrosło więc o 30 proc.