Po ponad dwóch miesiącach Polacy ponownie mogą odwiedzić restauracje i inne punkty gastronomiczne. Funkcjonowanie lokali jest jednak ograniczone - we wzmożonym reżimie sanitarnym przyjmą zdecydowanie mniej klientów.
Zdaniem przedstawicieli branży, nie poprawi to znacząco ich sytuacji. W ocenie ekspertów DNB Bank Polska pozwoli to jednak na zmniejszenie strat, ale niektóre lokale gastronomiczne nadal będą bankrutować, jeśli nie otrzymają konkretnej pomocy.
Według danych GUS w 2018 roku w kraju istniało 69,8 tys. placówek gastronomicznych, z czego 27,6 proc. stanowiły bary, a 28,2 proc. restauracje. Wartość całej branży to około 33 mld zł.
Gastronomia to jedna z pierwszych gospodarczych ofiar koronawirusa - wskazują ekonomiści DNB. Z danych zebranych przez serwis Briefly wynika, że w czasie dwumiesięcznego lockdownu 67 proc. firm i lokali z branży gastronomicznej oraz eventowej całkowicie przestało funkcjonować. W ograniczonym stopniu działało 32 proc. z nich. Chodzi tu o jedzenie na dowóz lub z osobistym odbiorem z restauracji.
- Nowe wytyczne umożliwiające prowadzenie działalności wewnątrz lokalu, w stosunku do pierwotnych założeń mówiących tylko o ogródkach, są krokiem w dobrym kierunku - ocenia Robert Łachut, ekspert DNB Bank Polska.
Na właścicieli czeka wiele niewiadomych, ale powolny powrót do normalności to jedyny sposób na utrzymanie biznesu. Dostosowanie lokalu do nowych wymogów będzie jednak generować dodatkowe koszty. Nadal pozostaną takie problemy jak rosnące ceny produktów. DNB prognozuje, że zwyżka może sięgnąć 5-10 proc.
Eksperci oceniają, że nawet pomimo odmrożenia, wiele lokali może nie przetrwać najbliższych miesięcy. O prawdziwym powrocie do normalności i osiągnięciu rentowności będzie można mówić, gdy restauracje i bary będą obsługiwać standardową liczbę klientów.
Czytaj więcej: Polski rząd najbardziej hojny w Europie. Na walkę z koronawirusem przeznaczy 6,5 proc. PKB
- Na ten moment prawdopodobnie nie osiągnie ona nawet połowy wcześniejszego stanu, tym bardziej, że wiele restauracji planuje otwarcie dopiero w nadchodzący weekend - wskazuje Robert Łachut.
Przewiduje, że po częściowym otwarciu lokali gastronomicznych, nadal głównym obszarem ich działalności będzie oferowanie jedzenia na dowóz.
Jak przedsiębiorcy oceniają wsparcie rządu? Badania pokazują, że dość słabo. Z danych Stowarzyszenia "Przyszłość dla Gastronomii" wynika, że aż 80 proc. z nich wskazało, że zawarte w tarczy antykryzysowej zapisy są niewystarczające. Co piąty poszedł o krok dalej i stwierdził, że rządowa propozycja w ogóle go nie dotyczy.
- Zawieszenie działalności nie oznacza zniesienia wydatków. Przedsiębiorcy nadal muszą ponosić koszty wynajmu i utrzymania lokalu. W obecnej sytuacji ogromnym obciążeniem są również pensje pracowników. To powód, dla którego doszło w tej branży do wielu zwolnień. Odmrożenie działalności gastronomicznej być może nie zatrzyma tego procesu, ale może go spowolnić - komentuje sytuację ekspert DNB.
Większe nadzieje wiążą się z Tarczą Antykryzysową 2.0. Mowa m.in. o zwolnieniu ze składek ZUS.
- Z obawy przed zarażaniem Polacy nie ruszą masowo do lokali gastronomicznych. Dlatego ważna będzie społeczna mobilizacja i wsparcie inne niż wizyta w restauracji - podsumowuje Łachut.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie