Przygotowania do uroczystego otwarcia gazociągu Baltic Pipe już trwają. Infrastruktura ma być oficjalnie uruchomiona pod koniec września. Wciąż jednak nie rozwiązano problemu, o którym już w maju pisał money.pl. Wciąż nie zakontraktowano pełnej przepustowości gazociągu.
Uściślijmy - w czwartym kwartale roku Baltic Pipe jest już całkowicie zarezerwowany, ale wynika to z tego - jak podkreśla "Puls Biznesu" - że dostępna przepustowość gazociągu nie będzie jeszcze maksymalna. Docelowe moce osiągnie w 2023 r.
"Od 1 stycznia 2023 r. przepustowość będzie już pełna i wyniesie 10 mld m sześc. PGNiG zabukował sobie 8 mld m sześc., z czego zakontraktował na razie 4,5 mld m sześc. To gaz z jego własnych złóż w Norwegii, ze złóż siostrzanego Lotosu oraz kontrakt duńskiego Orsted. Reszta... czeka na chętnych" - czytamy w "PB".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Baltic Pipe do połowy pusty. Pomoże wiatr na Bałtyku?
Z jednej strony eksperci nie mogą uwierzyć, że blisko otwarcia gazociągu Polska wciąż nie ma zakontraktowanej jego pełnej przepustowości. Z drugiej natomiast wskazują, że teraz o umowy jest trudno, bo ze względu na kryzys energetyczny i niedobory rosyjskiego gazu, surowiec z Norwegii drożeje. A nigdy nie był tani - podkreśla Marek Kossowski, prezes PGNiG w latach 2003-05.
Do stołu negocjacyjnego z norweskim koncernem energetycznym Equinor (kontrolowanym przez rząd) usiadła nowa ekipa negocjatorów PGNiG, którego przejęcie finiszuje Orlen. Cen prawdopodobnie nie obniży, ale jej zadaniem jest teraz wyprzedzenie konkurentów z innych krajów, które chciałyby skorzystać z nowego gazociągu.
"PB" ustalił, że polscy negocjatorzy proponują Equinorowi możliwość uczestniczenia w inwestycjach wiatrowych na polskiej części Bałtyku. To perspektywiczny sektor, w którym norweski koncern już działa, wspólnie z Polenergią Dominiki Kulczyk.