Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka szantażuje Polskę i Europę kryzysem gazowym. Zapowiedział, że w razie uruchomienia sankcji wobec jego kraju gotowy jest zakręcić zawór gazociągu Jamał-Europa, biegnącego przez jego kraj do Polski i dalej do Niemiec.
Mniej gazu może oznaczać pogłębienie problemów krajów Unii Europejskiej i drastyczną podwyżkę cen. Czy groźba Łukaszenki jest jednak realna? Technicznie prezydent Białorusi mógłby nakazać odcięcie gazu. W praktyce nie zrobi tego bez porozumienia z Moskwą.
- Infrastruktura nie należy do Łukaszenki, tylko do Gazpromu, który wykupił ją za sumę 5 mld dol. od Biełtransgazu, operatora białoruskiego systemu przesyłu. Sam surowiec też jest rosyjski. Prezydent Białorusi może grzmieć, lecz to Putin trzyma rękę na kurku - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, obecnie ekspert BCC.
Ale takie odcięcie gazu wcale nie leży w interesie Rosji. Jak pisaliśmy w money.pl, gra Putina jest znacznie bardziej wyrafinowana. - Rosja robi wszystko, aby nie naruszyć własnych zobowiązań tranzytowych czy kontraktowych wobec partnerów z Unii - wyjaśnia dr Szymon Kardaś, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Kłopot w tym, że wobec Polski już ich nie ma, do tego jednak wrócimy później.
Czym innym jest groźba, niepewność dostaw przez Polskę - ta bowiem służy Rosji za argument dla "bezpiecznych" dostaw gwarantowanych przez niemiecko-rosyjskie konsorcjum Nord Stream 2 - a czym innym realne odcięcie.
- Nie sądzę, aby Łukaszenka posunął się do tego, aby utrudniać tranzyt, bo naraziłby się Moskwie. To raczej mało prawdopodobne - zaznacza Janusz Steinhoff. - Ale już same groźby rujnują reputację Białorusi jako kraju tranzytowego.
Mniej gazu przez Polskę. To już się dzieje
Choć ostre tony Łukaszenki można traktować jako blef, a nie as w rękawie, to wcale nie oznacza, że przesył gazu przez Polskę będzie na tym samym poziomie co do tej pory. Rosja już od paru miesięcy przykręca kurek.
Jak przypomina dr Kardaś, mimo rosnącego zapotrzebowania na gaz, Rosja nie zdecydowała się na zwiększenie sprzedaży surowców na giełdach ani poprzez swoją platformę Gazpromu. Nie skorzystała też z miesięcznej rezerwacji przepustowości na kierunku Jamał-Europa ani dodatkowych wolumenów, który zaproponował ukraiński operator sieci przesyłowej.
- Gazprom robi to w majestacie prawa. Nie zarezerwował na grudzień 2021 przepustowości na tranzyt gazu za pośrednictwem przebiegającego przez Polskę rurociągu Jamał-Europa. Ponieważ nie łączy nas już długoterminowa umowa, nie musiał tego robić - zaznacza analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Umowa z Polską obowiązywała bowiem tylko do ubiegłego roku. Po jej wygaśnięciu Gazprom zarezerwował z wyprzedzeniem przepustowość aż do września 2021 roku. Jednak na październik i listopad Rosjanie zarezerwowali tylko jedną trzecią dostępnej przepustowości.
Na grudzień w ramach aukcji polski operator Gaz-System oferował około 89 mln m3 gazu na dobę w punkcie wejścia Kondratki przy granicy polsko-białoruskiej, ale jak informował we wtorek rosyjski dziennik "Kommiersant", Gazprom również nie zarezerwował tej przepustowości.
- Skoro Rosja rezygnuje z tej przepustowości, wysyła jasny sygnał, że z tego szklaku nie zamierza korzystać - dodaje Kardaś. Dlaczego? Ponieważ zobowiązania europejskie chce realizować poprzez obie nitki Nord Stream.
Polska bez gazu?
Co właściwie oznacza to dla Polski? Jak przekonują eksperci, o całkowitym odcięciu nie ma mowy. - Takiego zagrożenia nie ma. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż 15-20 lat temu. Polska wyciągnęła wnioski i zadbała o dywersyfikację źródeł - zaznacza ekspert BCC. - Mamy możliwość sprowadzenia całego potrzebnego na nasz użytek gazu z innych kierunków.
Obecnie zużycie gazu w Polsce mamy na poziomie około 20 mld m3 rocznie. Nawet w razie czarnego scenariusza odcinającego przesył Jamału (umożliwia przesył nawet 33 mld m3 gazu), wciąż mamy dostęp od południa do odnogi gazociągu Drużba. Ten biegnie przez Ukrainę i ma przepustowość nawet 175 m3 gazu rocznie.
- Gdyby problem się pojawił na Jamale, to mamy przesył gazu przez Ukrainę. Jak mówiłem, Rosjanie nie chcą naruszać zobowiązań, a mają je wobec Ukrainy z 2019 roku w skali 65 mld m3 rocznie i dla kolejnych czterech lat na poziomie 40 mld m3 - zaznacza dr Kardaś.
To niejedyny kierunek, z którego możemy sprowadzać gaz. Jak podkreśla Janusz Steinhoff, lata potężnych inwestycji się opłaciły. - Mamy rozbudowane przejścia w Lasowie na zachodzie, a na południu gazociąg Morawia. Północ zabezpieczy nam w przyszłym roku budowany Baltic Pipe. Obecnie to okno na świat daje nam świnoujski gazoport, który już pozwala pozyskać 5 mld m3 gazu rocznie, a docelowo ma zostać dostosowany do 10 mld m3 - wylicza Steinhoff.
Polska jest więc opleciona siecią gazociągów i ma dostęp do ich odnóg. Rzecz w tym, że dostępność innych dostaw to jedno, a cena, jaką trzeba byłoby zapłacić za surowiec, to drugie. Gaz drożeje, wszelkie ograniczenia dostaw tylko podbijają cenę.
- Polska ma na tle Europy wysoki poziom zmagazynowanych zapasów na ponad 3 mld m3.target="_blank"> Mówi się o ponad 90-proc. ich wypełnieniu. To pozwala przez jakiś czas na poszukiwania innych dróg transportowych - dodaje były minister gospodarki.
Podkreśla jednak, że nawet to będzie oznaczać koszty - głównie dla przemysłu. Wszelkie procedury zakładają bowiem w pierwszej kolejności ochronę odbiorców komunalnych, dopiero później firmy. - To straty nieadekwatnie większe do kosztów budowy transgranicznych połączeń - dodaje Steinhoff.
Europa przegrywa przez podziały
Polska może chwalić się wysokim poziomem zapasów gazu, ale w Europie magazyny zapełnione są w 50-60 proc. Od początku roku wiele państw kupuje rekordowe ilości gazu z Rosji, a popyt ten winduje ceny. Na przykład Włochy i Niemcy kupiły więcej surowca niż w całym 2020 roku.
Jak podkreślają eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, problem Europy to brak rzeczywistej wspólnoty interesów i jednego frontu, co naocznie pokazuje sprawa Nord Strem 2, o którym we wtorek zresztą znów było głośno, botarget="_blank"> Niemcy wstrzymały proces certyfikacji gazociągu. Unia jest potężnym rynkiem, który właściwie zarządzany mógłby wywalczyć znacznie lepsze ceny.
- Jesteśmy potężnym odbiorcą, ale wciąż podzielonym - zaznacza Steinhoff. Idea stworzenia platformy zakupowej w koordynacji wszystkich krajów UE wciąż nie została zrealizowana.
- Jako odbiorca powinniśmy mieć wpływ na drogi transportowe, kupować na granicy, a pozostałe drogi wyznaczać sami, zgodnie z interesami całej Wspólnoty. Tymczasem dajemy się rozgrywać - podsumowuje.
Niemcy wstrzymują certyfikację gazociągu Nord Stream 2
Przypomnijmy, że we wtorek niemiecki regulator poinformował o wstrzymaniu procesu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 do czasu, aż spółka Nord Stream 2 AG powoła spółkę-córkę w Niemczech i przeniesie na nią najważniejsze aktywa i zasoby ludzkie.
Dopóki proces certyfikacji nie będzie zakończony, NS2 nie będzie mógł rozpocząć dostaw.