- Wszystko działa. Sklepy, bary czy restauracje są pełne ludzi. Odbyły się też dwa mecze piłkarskie- słyszymy od Zuzanny Mareckiej, która mieszka na Gibraltarze oraz prowadzi stronę Lubię Gibraltar. - Szpital znowu opustoszał. No i czuć radosną atmosferę na ulicach - dodaje.
- Działają także szkoły. Niedawno nawet mijałam premiera, jak odprowadzał swoje dzieci - uśmiecha się pani Agnieszka, inna mieszkanka Gibraltaru.
Gibraltar - "szczepionkowy eksperyment"
Gibraltar to nieduże terytorium, znajdujące się na południowym skraju Półwyspu Iberyjskiego. Choć graniczy z Hiszpanią, jest to terytorium zależne Wielkiej Brytanii. I to w dużej mierze dzięki związkom z tym krajem udało się niemal wyzerować liczbę nowych zakażeń. Sama Wielka Brytania też już luzuje obostrzenia.
- Jestem dumny, że mogę powiedzieć, że to pierwszy naród, który został całkowicie zaszczepiony na COVID-19 - powiedział pod koniec marca brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.
Jak podkreślały europejskie media, nieduży obszar, który zamieszkuje ok. 33 tys. osób, został potraktowany przez Brytyjczyków jako "miejsce szczepionkowego eksperymentu".
Dziś około 85 proc. populacji jest zaszczepionych podwójną dawką. Przynajmniej jedną dawkę dostało 95 proc.
- Nie było żadnego problemu ze szczepieniami. Każdy, kto wyraził zgodę i był mieszkańcem lub pracownikiem, mógł się zaszczepić - opowiada pani Agnieszka.
Kluczowa jest specyfika Gibraltaru
Biorąc pod uwagę liczbę nowych zakażeń, trudno nie uznać, że gibraltarski eksperyment się udał. Od kilku dni pojawiają się tam pojedyncze przypadki. Po jednym zakażeniu odnotowano 1, 8 i 9 kwietnia.
Nie zawsze jednak tak było. W styczniu bywały dni, gdy nowych przypadków było ponad 100. Łącznie zanotowano ponad 4,2 tys. przypadków i 94 zgony. Z perspektywy samych liczb być może nie wygląda to dramatycznie, ale gdy przeliczy się te dane na liczbę mieszkańców, sprawa wygląda już inaczej.
Łącznie na COVID-19 zachorowało ponad 12 proc. mieszkańców Gibraltaru. Dla porównania - w Polsce na COVID-19 zachorowało oficjalnie ok. 6,5 proc. wszystkich Polaków.
Agnieszka, z którą rozmawialiśmy, podkreśla jednak, że na tym maleńkim terytorium nie było paniki. Chwali lokalnych polityków za klarowne komunikaty o obostrzeniach. Zaznacza, że gdy tylko pojawiły się szczepionki, władze działały bardzo szybko. Z dużym niepokojem patrzy natomiast na informacje napływające z Polski, gdzie liczba zakażeń i zgonów wciąż jest bardzo wysoka.
Mieszkanka Gibraltaru przyznaje jednak, że sukces bierze się też z tego, że stosunkowo łatwo zaszczepić tak małe terytorium. Cały Gibraltar zamieszkuje mniej więcej tyle osób, co większe polskie miasto powiatowe.
- Na pewno Gibraltar zawdzięcza sukces sobie. Organizacja szczepień była świetna, a przynajmniej tak się tu uważa - dodaje Zuzanna Marecka.
Czytaj też: Koronawirus. Pacjenci z Polski potrzebują wody, bielizny i ubrań. Niemcy organizują zbiórki
"Operacja wolność"
Lokalni politycy już świętują. "Zaczynamy operację wolność" - napisała jeszcze na początku marca Samantha Sacramento, lokalna minister zdrowia i sprawiedliwości. I wstawiła zdjęcie ze swojego pobytu w restauracji.
Jak przekonuje pani Agnieszka, Gibraltar powoli zapomina o pandemii. Na ulicach już właściwie nikt nie nosi maseczek, choć w transporcie zbiorowym i sklepach ciągle są one obowiązkowe.
- Nie da się ukryć, że o koronawirusie przypomina oczywiście sytuacja innych regionów świata, zwłaszcza w graniczącej z nami Hiszpanii. Nie mówiąc już o Polsce. Potrzebuję pojechać do mojego kraju, ale wykonywanie tam pracy ze względu na obostrzenia jest niezwykle trudne - dodaje.
Czytaj też: Kontrole na granicach. Pogranicznicy łapią podróżnych bez testów. Najgorzej na niemieckiej granicy