Jak podaje portal, w Spółdzielni Mieszkaniowej imienia Władysława Jagiełły na łódzkich Bałutach podzielniki zainstalowano w 2019 roku.
Jak twierdzą mieszkańcy, nikt nie informował ich wcześniej ani o tym, że podzielniki będą, ani o tym, jak się z nimi obchodzić.
– Ja sam zapytałem montera o to, jak działa taki podzielnik – mówi reporterce InnPoland jeden z lokatorów. – Zapewniał mnie, że wszystko będzie tak, jak do tej pory. Że nie odczujemy żadnej różnicy. Tymczasem różnica jest i to ogromna!
Dopłaty sięgają kilku tys. złotych. Jeden z mieszkańców, za 60-metrowe mieszkanie musi dopłacić aż 6246 zł.
W odpowiedzi na pisma mieszkańców przedstawiciele spółdzielni stwierdzili, że winę za ogromne dopłaty ponoszą lokatorzy, którzy wyziębiają swoje mieszkania.
W styczniu spółdzielnia zorganizowała spotkanie z przedstawicielami producenta podzielników. Tam również lokatorzy usłyszeli, że nie potrafią korzystać z ogrzewania.
– Nie otwierać okien, nie wietrzyć, nie zasłaniać, zrezygnować z firanek, zakręcać kaloryfer przy każdym wyjściu z domu - wylicza zalecenia producenta jedna z lokatorek, która zgodziła się porozmawiać z reporterką InnPoland.
Jak mówią eksperci, lokatorów mieszkań, w których zainstalowano podzielniki, czeka zupełnie nowa era.
Jak twierdzi, łódzka spółdzielnia nie jest wyjątkiem, a podobnych spraw jest w całej Polsce bardzo dużo.
W zeszłym roku pisaliśmy o przypadku pani Ewy, która za ogrzanie 56-metrowego mieszkania musiała zapłacić ponad 7 tys. złotych.
- Podzielniki nie mierzą energii ani żadnych jednostek (np. kilodżule czy kilowatogodziny). W specyfikacji tych urządzeń w ogóle nie ma wskazania, jakie jednostki mierzą. Aby w odpowiedni sposób wykorzystać informacje z podzielników, trzeba odpowiednio "zarządzać" informacjami. Tymczasem spółdzielnie robią to w sposób, który nie odzwierciedla rzeczywistego wykorzystania energii dla ogrzania mieszkania - wyjaśnia w rozmowie z money.pl mecenas Szczepan Barszczewski, który specjalizuje się w odzyskiwaniu niesłusznie naliczonych opłat za ogrzewanie.
Ma to nawet swoją nazwę: "odszkodowania grzewcze". Poszkodowanych nie brakuje.
- Jednej z moich klientek spółdzielnia mieszkaniowa naliczyła 15500 zł za 12 miesięcy. Reklamacja nic nie wniosła, bo spółdzielnia utrzymywała, że wszystko jest w normie. Sprawa trafiła do sądu, bo rozliczenie jest przeszacowane o 14 tys. zł - opowiada mecenas.
Maciej Surówka, prezes Stowarzyszenia Certyfikatorów i Audytorów Energetycznych wyjaśnia, że za różnice odpowiadają różne "czynniki korygujące", a więc na przykład położenie mieszkania w budynku.
Jego zdaniem to nie podzielniki są złe, lecz winna jest nieumiejętność korzystania z nich. Wszystko rozbija się właśnie o sposób odczytu, uwzględnienie dodatkowych okoliczności oraz o to, by mieszkańcy wiedzieli, jak działa algorytm.
Eksperci radzą, by w przypadku zbyt dużej dopłaty do ogrzewania wystąpić do sądu o ustalenie opłaty.
Warto zawalczyć o swoje, bo korzystny wyrok oznacza nie tylko zwrot niesłusznie naliczonych opłat, lecz także może wpłynąć na spółdzielnię (wspólnotę), by udoskonaliła sposób wykorzystywania odczytów podzielników.
Mówiąc wprost, stworzy przejrzyste, uczciwe regulaminy, które nie będą nikogo faworyzowały. Tym samym zwycięstwo jednego lokatora poprawi sytuację wszystkich pozostałych.