Ani IKE, ani ZUS nie gwarantują, że emerytury Polaków będą godziwe - powiedział ekspert ekonomiczny Instytutu Jagiellońskiego i wykładowca SGH dr Artur Bartoszewicz w rozmowie z PAP.
Na wtorkowym (20.04.) posiedzeniu Sejmu zaplanowane było głosowanie rządowego projektu ustawy o przeniesieniu pieniędzy z otwartych funduszy emerytalnych (OFE) na indywidualne konta emerytalne (IKE) oraz do ZUS. Projekt zakłada likwidację OFE, daje uczestnikom wybór czy zgromadzone środki (ok. 148,6 mld zł) trafią na IKE, czy też zostaną przeniesione na konto w ZUS. Jednak tuż przed godz. 10 punkt ten zniknął z harmonogramu obrad.
- Tu nie ma rozwiązania lepszego i gorszego, natomiast kluczowe jest pytanie, za ile lat uczestnik OFE przechodzi na emeryturę. Jeśli ma tylko kilka lat pracy, to powinien iść w ZUS, ale jeżeli przed nim jest kilkanaście lub kilkadziesiąt lat aktywności zawodowej i gotów jest podjąć ryzyko, by zwiększyć swoje zasoby emerytalne, to może rozważać IKE – powiedział PAP dr Artur Bartoszewicz
Jakie zdaniem ekonomisty rozwiązanie będzie najlepsze dla państwa? - Państwo wygra zawsze, w każdym rozwiązaniu – powiedział dr Bartoszewicz w rozmowie z PAP.
Ekonomista jest zdania, że tzw. opłata przekształceniowa, pobierana przy przelaniu pieniędzy z OFE na IKE z punku widzenia uczestnika jest lepsza, niż naliczanie jej przy wypłacie środków, czyli po przejściu na emeryturę. - Z uwagi na niepewność co do następców, to lepiej zapłacić dzisiaj te 15 proc. – wyjaśnił ekonomista.
Baroszewicz zwraca też uwagę na to, że jego zdaniem stworzony w efekcie reformy emerytalnej w 1999 roku system "jest chory" i trudno na nim budować bezpieczeństwa na starość. Zaznaczył, że póki co nie ma środków, które zabezpieczałyby przyszłe emerytury.
- ZUS wypłacając zobowiązania obecnym emerytom nie gromadzi kapitału na nasze świadczenia, a już wiadomo, że z powodów demograficznych przyszłe wpływy ze składek będą mniejsze - wyjaśnił.
Z kolei IKE, zdaniem dr Bartoszewicza, jest z założenia niestabilne, oparte na koniunkturze i sprawności zarządzających środkami. Ekonomista podkreślił, że aby takie zabezpieczenie w Polsce powstało, to obecni 20, 30 czy 40-latkowie powinni odkładać połowę swoich zarobków, co - jak zaznaczył - jest niemożliwe, ponieważ na to może sobie pozwolić tylko "garstka", która "w dużej mierze skorzystała na zmianach wprowadzonych po 1999 roku". Największymi beneficjentami ustawy emerytalnej - jak powiedział - stali się zarządzający OFE, którzy przekonali społeczeństwo do zasilenia OFE miliardami złotych.
Bartoszewicz zaznaczył, że 2015 r. w wyniku decyzji ówczesnego rządu i wyroku Trybunału Konstytucyjnego ok. 150 mld zł z OFE "wyprowadzono" z funduszy. - Dzisiaj rozważane jest rozwiązanie, które likwiduje patologie i pozwala Polakom wybrać, czy iść do IKE, czy do ZUS - powiedział.
Dodał jednak, że ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie gwarantuje, że emerytury Polaków będą godziwe. - Owszem, IKE stwarza możliwość powiększenia mojego kapitału, ale niestabilność rynkowa powoduje, że ja nie mam pewności, jaka będzie moja emerytura - wyjaśnił.