W środę 10 maja Google pokazało kilka zmian w swoich produktach. W tym jedną, która według Matta Novaka, felietonisty "Forbesa", przeszła bez większego echa: zastosowanie w wynikach wyszukiwań sztucznej inteligencji.
Oczywiście, pomysł nie jest nowy, mówi się o nim od kilku miesięcy - od kiedy popularność zdobył ChatGPT, który następnie został wdrożony do wyszukiwarki Bing Microsoftu. To wymusiło na Google przyspieszenie prac nad odświeżeniem wyszukiwania i zintegrowania go ze sztuczną inteligencją. Według Novaka będzie to "najbardziej radykalna zmiana" w wyszukiwaniu informacji od ponad 20 lat.
Największa zmiana w wyszukiwarkach internetowych od 20 lat
Google w środę pokazało bowiem, jak dokładnie zamierza używać AI w stronach z wynikami wyszukiwania. Jako przykład podano zapytanie: "co jest lepsze dla rodziny z dziećmi poniżej 3. roku życia i psem: park narodowy Bryce Canyon czy park Arches?". Odpowiedź, wygenerowana przez AI, jest w "stylu konwersacyjnym" i uwzględnia zarówno wiek dzieci, jak i obecność psa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według Novaka, tradycyjna wyszukiwarka nie udzieliłaby tak wyczerpującej odpowiedzi. Sztuczna inteligencja jednak jest w stanie odczytać i zrozumieć nasze pytanie, a także przeczytać informacje na ten temat zawarte w sieci - a potem sformułować odpowiedź tak, jak by prowadziła z nami rozmowę. Podobnie, jak robi to słynny ChatGPT.
Na koniec zaś odpowiedź podsuwa nam linki do źródłowych stron, które odpowiadają na dane zapytanie - oczywiście, możemy w nie wejść, ale nie musimy. I właśnie to, według Novaka, będzie kluczową zmianą: użytkownicy nie będą już musieli wchodzić na konkretne strony z wyników wyszukiwania, by uzyskać od Google odpowiedź.
Felietonista "Forbesa" porównuje to do Wikipedii, gdzie rzadko kiedy odbiorcy klikają w linki do źródeł, znajdujące się na samym dole wpisu. "Na pewno ktoś, kto jest mocno zainteresowany tematem, kliknie. Ale większość użytkowników przeczyta wpis na Wikipedii bez sprawdzania źródeł" - wskazuje Novak. I dodaje, że jest to w pełni naturalne funkcjonowanie użytkowników internetu, którzy po prostu chcą jak najszybciej dostać odpowiedź. Oczywiście, pozostawanie w ten sposób w ekosystemie Google oznacza, że firma będzie mogła lepiej monetyzować swoją wyszukiwarkę - wyświetli bowiem reklamy tam, gdzie normalnie użytkownik przeszedłby już na inną stronę.
"To bomba jądrowa, która spadnie na sieć, biorąc pod uwagę, że Google ma 89 proc. udziałów w rynku wyszukiwarek w USA i 94 proc. na świecie" - podkreśla Novak.
Nie wiadomo jednak, kiedy wyszukiwarka zacznie działać oficjalnie w ten sposób. Testy są, wedle relacji mediów technologicznych, dosyć powolne. Popularność ChatGPT skłania jednak Google do przyspieszania swoich ruchów.
Oczywiście, istnieją też zagrożenia i wyzwania związane z takim trybem wyszukiwania - np. kto bierze odpowiedzialność za odpowiedź wygenerowaną przez AI i w jakim zakresie. W przypadku pytań medycznych, żywieniowych czy inwestycyjnych może się to okazać sporym problemem, bo do tej pory Google nie musiało brać odpowiedzialności za wyniki wyszukiwań - wskazywało jedynie najlepsze, w swojej ocenie, źródła.
Novak wskazuje zresztą, że wspomniany już ChatGPT często ma "halucynacje", jak nazywa się błędne odpowiedzi AI. Podobnie robi Google Bard - podaje tekst, który ma wyglądać wiarygodnie, czyli jak napisany przez człowieka, ale niepoprawny merytorycznie. Novak nie wątpi, że sztuczna inteligencja będzie często podawać błędne odpowiedzi.
13 maja pokazał to w praktyce Łukasz Olejnik, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa. Na Twitterze zamieścił screen "rozmowy" z Google Bard, któremu zadał pytanie o rzekome antyukraińskie działania polskiego rządu. Jak wskazał Olejnik, sztuczna inteligencja nie tylko nie zaprzeczyła "fałszywej tezie w pytaniu", ale do tego jeszcze wygenerowała nieprawdziwe informacje o tym, jakoby Polska nie pomagała Ukrainie.
Niezależnie jednak od fałszywych odpowiedzi, Matt Novak z "Forbesa" uważa, że zmiany w Google całkowicie odmienią to, jak konsumujemy informacje w sieci - pytanie tylko kiedy. Rynek zdaje się doceniać te zmiany u giganta, bo jak opisywaliśmy, akcje Alphabetu - właściciela Google - rosły po prezentacji, a wraz z nimi puchły majątki założycieli firmy.