Tegoroczne zimowe wakacje dla portfeli Polaków będą bardziej dotkliwe niż dotychczas. Ceny noclegów w porównaniu do ubiegłorocznych wzrosły średnio o 25 proc. Więcej przyjdzie nam też zapłacić za to, co jest ściśle związane z wypoczynkiem. Wzrosły ceny karnetów narciarskich (w niektórych przypadkach nawet o 50 proc.), dań w restauracjach oraz paliw i biletów PKP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Trzecią kwestią, której należy się przyjrzeć, jest niepewność na rynku, która spowodowała, że zmieniły się sposoby rezerwacji. Większość osób decyduje się wybrać nocleg dopiero w ostatniej chwili. Zapytania o nocleg podczas ferii w naszym portalu rosną z dnia na dzień - mówi w rozmowie z money.pl Karol Wiak z serwisu nocowanie.pl.
Przedstawiciele branży hotelowej nie spodziewają się rekordowego zainteresowania wyjazdami na ferie. Według danych przekazanych nam przez nocowanie.pl wypoczynek w górach zadeklarowało około 37 proc. badanych. To mniej niż w 2019 r., ale też około 2 proc. więcej niż przed rokiem. - Na razie nie widzimy rezygnacji z zarezerwowanych wcześniej noclegów, pomimo niesprzyjającej pogody - wskazuje Wiak.
Największym zainteresowaniem turystów cieszy się Zakopane, do którego podczas ferii zamierza udać się 30 proc. ankietowanych. Około 27 proc. wybrało Karpacz. W czołówce zestawienia jest też Szklarska Poręba oraz Białka Tatrzańska. Próżno jednak szukać osób, które chcą spędzić w górach pełny tydzień lub więcej. Na wypoczynek od dwóch do pięciu dniu decyduje się około 70 proc. Polaków.
Ferie zimowe 2023. Oto ile możemy zapłacić
Załóżmy jednak, że wybrano tygodniowy pobyt. Koszt sześciodniowego noclegu czteroosobowej rodziny w popularnych górskich miejscowościach zaczyna się od 1000 zł.
Na pewno zdecydowanie drożej będzie w Karkonoszach czy Tatrach. Tam musimy się liczyć z wydatkiem rozpoczynającym się od 1500 zł i dochodzącym do 2000, 3000, czy nawet 4000 zł za sześć nocy w przypadku czteroosobowej rodziny. Chętnych jednak nie brakuje. W górach są jeszcze wolne miejsca, które możemy zarezerwować nawet z kilkudniowym wyprzedzeniem. Turyści oczekują na optymistyczne informacje związane z opadami śniegu, dlatego też te liczby w kolejnym tygodniu, a nawet pod koniec stycznia mogą nieco wzrosnąć - podkreśla Wiak.
Polska Agencja Turystyczna przeprowadziła badanie, którego wyniki wykazały, że w całym sezonie zimowym 2022/2023 celem głównego wyjazdu zimowego dla prawie 70 proc. wyjeżdżających jest Polska. Sześć na dziesięć z tych osób wybrała polskie góry, obecnie niemal bezśnieżne.
Z uwagi na rekordowo ciepły początek roku pod Tatrami, naturalny śnieg do tej pory utrzymywał się tylko wysoko w górach, choć i tak było go niewiele, jak na tę porę roku. W Zakopanem dominowała pogoda przypominająca bardziej wiosnę niż środek zimy.
- Okienko rezerwacyjne zmniejszyło się nawet do siedmiu dni przed planowanym przyjazdem. Oznacza to, że turyści rzadziej rezerwują pobyty z dużym, dwu- i trzymiesięcznym wyprzedzeniem - przekazał PAP Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Ceny w obiektach hotelarskich są około 20 proc. wyższe niż w ubiegłym roku, co przedsiębiorcy tłumaczą wzrostem kosztów. Niektóre mniejsze obiekty z kolei utrzymują ceny na poziomie tych sprzed pandemii. Mimo znacznego ocieplenia i ubytku pokrywy śnieżnej większość stacji narciarskich na Podhalu działa. Prognozy są optymistyczne, bo już od 6 stycznia w Tatach spodziewane jest ochłodzenie i powrót śniegu. Do tego czasu właściciele wyciągów muszą sobie radzić ze zbyt ciepłą zimą. Nie wszyscy dają radę.
Naśnieżanie za krocie
- W tym momencie jesteśmy zamknięci z powodu braku śniegu, a właściwie z powodu braku mrozu. Jak jest deszcz, to ludzie nie chcą jeździć na nartach - słyszymy od pracownika jednego z wyciągów na zakopiańskiej Pardałówce. - Koszty zużycia prądu wzrosły nam o 300 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Ma na to wpływ m.in. praca aparatury sztucznie naśnieżającej stok. Przy obecnych temperaturach bez niej się nie obejdzie - dodaje.
Odpływ narciarzy-amatorów uderza przedsiębiorców po kieszeni. - Jak na razie mogę mówić o spadku obrotów o 70 proc. rok do roku - zdradza nam właściciel stacji narciarskiej działającej niedaleko Bukowiny Tatrzańskiej. On także podkreśla skalę trudności, związanych z utrzymaniem śniegu na stoku przy dodatnich temperaturach. - Musimy ośnieżać nawet przez kilka dni z powodu tego, co dzieje się teraz za oknem. Kosztuje nas to nawet 30 tys. zł dziennie - zaznacza.
Deficyt śniegu to coraz częstsze zjawisko w polskich górach. Zwracają na to uwagę sami mieszkańcy, widząc skutki ocieplającego się klimatu. Do anomalii pogodowych zdążyli się już jednak przyzwyczaić.
Winna zmiana klimatu?
Klimat się zmienia, wszyscy to widzimy. Jednak nie jest też tak, że jesteśmy świadkami czegoś, co do tej pory się nie zdarzało. Były grudnie bez śniegu, były stycznie bez śniegu. Owszem, utrzymujące się wysokie temperatury, brak mrozów i znacznych opadów śniegu w najbliższych prognozach mogą niepokoić, ale trudno mówić o czymś niezwykłym. Przywykliśmy się do zmiennych zim - tłumaczy Katarzyna Strama-Chevallier, prezes Centrum Szkoleń Narciarskich "Nosal".
W podobnym tonie wypowiada się Anna Chwałko, dyrektor regionalna Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego na Śląsku. Jej zdaniem ci, którzy wyjeżdżają na narty, wybierają regiony "bezpieczniejsze" pod względem warunków, także te w innych krajach. Wszystko z obawy przed kapryśną pogodą. - W hotelarstwie aż tak tych ubytków nie widać. Jeśli nie jedziemy na narty, to jedziemy po prostu wypocząć. Dobrym przykładem są ostatnie święta Bożego Narodzenia i sylwester, podczas których frekwencja w obiektach w Wiśle i Szczyrku była rewelacyjna - wyjaśnia.
- Nie wiem, czy temperatury spadają, ale na pewno są mniej stabilne. W listopadzie mróz trzymał, a teraz, w środku zimy, potrafi być 16 st. C. Opady śniegu też zmniejszyły się zdecydowanie w porównaniu do tego, co widziałem tu na przykład pod koniec lat 90. - twierdzi pytany przez money.pl przedsiębiorca prowadzący wyciąg w Zębie, rodzinnej miejscowości Kamila Stocha.
Ferie zimowe nad morzem
Zaskoczeniem może być nowy trend w wyborze miejsca wypoczynku podczas ferii. W ciągu najbliższych dwóch miesięcy Polacy będą chętnie wypoczywać nad morzem - na ten kierunek stawia 10 proc. badanych.
- Dotychczas w pierwszej "dwudziestce" zestawienia najpopularniejszych miejscowości na wypad na ferie był tylko Kołobrzeg. Obecnie mamy też Trójmiasto, a także Sarbinowo, Ustronie Morskie, Łebę czy Ustkę. Zainteresowanie morzem jest większe, i to pomimo 25-procentowego wzrostu cen. W dalszym ciągu są tu jednak dostępne miejsca noclegowe, a najchętniej wybieramy przede wszystkim kwatery i pokoje (30 proc.), apartamenty (15 proc.) i pensjonaty (10 proc.) - podsumowuje Karol Wiak z nocowanie.pl.
Ferie zimowe w 2023 r. potrwają od 14 stycznia do 26 lutego. Jako pierwsi przez dwa tygodnie odpoczywać będą uczniowie z woj. lubelskiego, łódzkiego, podkarpackiego, pomorskiego i śląskiego.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.