- Determinacja jest ogromna. Do górników, którzy już są pod ziemią i tam zamierzają pozostać do momentu deklaracji zmiany w polityce rządu, z pewnością będą dołączać kolejni. Zaczęło się od Rudy (kopalnie: Halemba, Bielszowice, Pokój), Wujka, szybko dołączyli koledzy z Piasta i Ziemowita. W sumie jest ich już ponad 200 - mówi szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz.
O gotowości zostania na dole zapewnia nas też Marcin z Rybnika pracujący w kopalni Jankowice, górnik od 15 lat. Jego ojciec i dziadek też pracowali pod ziemią.
- Na razie u nas w Jankowicach jeszcze nikt nie mówi o proteście, ale za czasów PO u nas też ludzie siedzieli na dole. To najcięższa forma protestu, z góry zwożą ci napoje i jedzenie, ale warunki są spartańskie. Czas ciągnie się niemiłosiernie. To jak siedzenie w ciemnej celi przez wiele dni, szczury biegają ci po głowie, gdy śpisz, ale nie poddamy się. Trzeba ratować miejsca pracy - mówi Marcin.
O determinacji mówi nam też Artur Braszkiewicz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności w kopalni Halemba.
- 1030 metrów pod ziemią wyrobisko nie jest zbyt duże, jest gorąco, ale jest czym oddychać. Górnicy mają tam tylko siedziska z desek obłożonych płótnem. Staramy się zapewnić im jak najlepsze warunki. Są lekarze do dyspozycji i zaraz jadę sprawdzić, czego potrzebują. Teraz mamy pod ziemią ok. 70 górników. Nikt ich do niczego nie zmusza i cały czas dołączają kolejni - mówi Braszkiewicz.
Rozmowy bez premiera
Jak dodaje Kolorz, scenariusz z większą liczbą górników pod ziemią jest wielce prawdopodobny. - Zapowiedź wtorkowych rozmów nie daje podstaw do tego, żeby powiedzieć górnikom, że coś uda się z rządem wynegocjować. Dobrze, że przyjeżdża delegacja rządowa, ja rozumiem tę sytuację związaną z tzw. ustawą futerkową, ale nie wygląda to na razie dobrze - mówi Kolorz.
Związkowiec jasno daje do zrozumienia, że górnicy źle odebrali niepojawienie się na rozmowach premiera Morawieckiego, który w poniedziałek w Warszawie zajmował się kryzysem w koalicji, choć właśnie tego dnia związkowcy oczekiwali rozpoczęcia rozmów z jego udziałem. Dlatego zdecydowali się na protest pod ziemią.
Rozmowy, o których wspomniał Kolorz, rozpoczęły się we wtorek o 13 w Katowicach. Uczestniczą w nich związkowcy i rządowa delegacja: pełnomocnik rządu ds. transformacji spółek energetycznych i górnictwa węgla kamiennego, wiceminister MAP Artur Soboń, wiceminister klimatu Piotr Dziadzio i szef gabinetu politycznego premiera Krzysztof Kubów.
- Z ministrem Soboniem już mieliśmy wcześniej kontakt, ale z pozostałymi przedstawicielami rządu jeszcze nie. Nie wiemy, czego się spodziewać. Nie wiemy, jakie mają moce decyzyjne. Wszytko wyjdzie w praniu - mówi Dominik Kolorz.
Związki gotowe na wszystko
Na jakie ustępstwa może sobie pozwolić rządowa delegacja? Tego w MAP nikt oczywiście nie chciał nam powiedzieć, ale jak dowiedzieliśmy się od rzecznika resortu Karola Manysa, Artur Soboń wyposażony jest w pełnomocnictwa premiera Mateusza Morawieckiego.
Co planują górnicy oprócz zwiększania liczby protestujących pod ziemią? - Na ten tydzień kulminacją ma być demonstracja w Rudzie Śląskiej. Co będzie dalej zobaczymy. Nie wykluczamy żadnej formy protestów. Wszystko będzie zależało od przebiegu rozmów - mówi Kolorz.
Czego żądają górnicy? Chcą wolniejszego tempa odchodzenia od węgla i rozłożenia całego procesu w czasie nawet do 2060 r. Tymczasem w rządowym planie dla górnictwa ogłoszonym na Forum Gospodarczym w Karpaczu koniec węgla ma być dużo szybszy.
Jak już pisaliśmy w money.pl, z obecnych 19,5 GW mocy elektrowni węglowych w 2040 r. ma zostać tylko 6 GW. To oznacza, że za 20 lat działać będą tylko maksymalnie 2-3 kopalnie. Od 2030 r. Polacy mają też przestać palić węglem w miastach, a 10 lat później także na wsi.
"Oni chcą zamknąć wszystkie"
W 2040 roku udział węgla w miksie energetycznym ma spaść do 11 proc. z obecnych 70 proc.
- Tu już nie chodzi o kilka kopalń, oni chcą zamknąć wszystkie. Strach będzie z domu wyjść na ulice. Tak stało się w Bytomiu. Jak polikwidowali kopalnie, to w dzielnicy Karb sama patologia została. Dlatego teraz do protestów już wszyscy się garną, bo widzą, że to nie przelewki. Pod ziemią trudno się protestuje, ale chyba nie ma wyjścia - mówi Marcin z Rybnika.
Górnik nie może też zrozumieć, dlaczego to jego grupa zawodowa ma ponosić konsekwencje w związku z walką o czystsze powietrze. - Przecież my nie zanieczyszczamy, a tylko kopiemy. Węgla u nas jest ogrom, można go eksportować, nie trzeba przecież spalać - wyjaśnia.