Tuż po godz. 6 górnicy wyjechali z kopalń Piast w Bieruniu i Chwałowice w Rybniku. Kierunek - stolica. Będą wspierać pracowników sądów i prokuratur, koczujących w namiotowym miasteczku przed siedzibą Ministerstwa Sprawiedliwości Około południa dotrą do Warszawy uzbrojeni w transparenty.
- Chcemy, żeby nasze koleżanki i koledzy wiedzieli, że nie są sami w swoim proteście. Ale chcielibyśmy też, żeby tę świadomość mieli także politycy urzędujący w gmachu, przed którym stoi namiotowe miasteczko - stwierdził cytowany przez PAP Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności".
Od 7 maja pracownicy sądów i prokuratur są w miasteczku namiotowym. Jak informują związkowcy, w namiotach ustawionych tuż przed wejściem do siedziby resortu sprawiedliwości każdego dnia na zmianę nocuje ok. 20 osób. Protestujący biorą urlopy, by móc uczestniczyć w akcji.
Związkowcy domagają się podwyżek wynagrodzeń o 650 zł w tym roku i o 500 zł w kolejnym. Inny postulat dotyczy przyjęcia jeszcze przed jesiennymi wyborami ustawy, która systemowo ureguluje warunki pracy w sądach i prokuraturze.
W dniu rozpoczęcia protestu do postulatu podwyżek odniósł się wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. - Chcę przypomnieć, że za czasów rządów Platformy ta grupa przez parę dobrych lat dostała zero, zero miała podwyżek. Za naszych rządów średnio ta grupa otrzymała 700 zł podwyżki - powiedział.
- Uważam, że powinni zarabiać więcej, ale daliśmy znacznie więcej niż poprzednicy. Coś zawsze trzeba do czegoś porównać - dodał. Jego zdaniem, rząd znalazł środki na "znaczące podwyżki", ale zgodził się, że pracownicy sądów i prokuratur pracują ciężko i powinni znacznie więcej zarabiać. - W tej chwili możliwości budżetowe są takie, pracujemy ciężko na to, żeby w przyszłości móc jeszcze zwiększyć te podwyżki - tłumaczył Patryk Jaki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl