Z najnowszych danych wynika, że w listopadzie MIK spadł o 2,9 pkt. do poziomu 109,0 pkt. To szósty, od początku roku, odczyt MIK powyżej poziomu neutralnego. Dla porównania w październiku wskaźnik wzrósł o 2,3 pkt. do poziomu 111,9 pkt.
Pomimo że większość przedsiębiorców nadal pozytywnie ocenia koniunkturę w polskiej gospodarce, to nie ma dziś śladu po wzroście nastrojów w październiku. Obecne nastroje spadły i wróciły do poziomu z września. O słabszym wyniku zadecydowały m.in. niższe dane o sprzedaży (-12,1 pkt.) oraz zmniejszenie liczby nowych zamówień (-4,8 pkt.) a także pogorszenie płynności finansowej przedsiębiorstw (-18,8 pkt.).
To wyraźny spadek w porównaniu z danymi z października, gdy wskaźnik wartości sprzedaży był dodatni (+4,8 pkt.), podobnie jak liczba nowych zamówień (+3,7 pkt.). Przedsiębiorcy lepiej oceniali także swoją płynność finansową (+9,3 pkt.).
Nastroje dużych i średnich przedsiębiorstw gorsze niż mikrofirm
W listopadzie w porównaniu z październikiem pogorszyły się także nastroje dużych firm, czego odzwierciedleniem był spadek o ponad 3 pkt. procentowe w porównaniu z poprzednim miesiącem. W przypadku małych firm ta zmiana była jeszcze bardziej widoczna. Ich nastroje pogorszyły się aż o 5 proc.
Z kolei wyniki dotyczące średnich firm były zbliżone do wyników sprzed miesiąca. Co ciekawe najbardziej optymistycznie patrzą w przyszłość mikrofirmy, które w porównaniu z poprzednim miesiącem zanotowały wzrost aż o 7 proc. Dla porównania jeszcze w październiku ich nastroje były niższe o ponad 10 pkt. procentowe.
Za najnowszego badania PIE i BGK wynika jednocześnie, że znacznie pogorszyły się nastroje w budownictwie. Ocena koniunktury wśród przedsiębiorców z tej branży zmalała o ponad 4 pkt. procentowe w porównaniu z poprzednim miesiącem. Nadal najlepszy wskaźnik nastrojów utrzymuje się w segmencie produkcji, chociaż jest on mniejszy w porównaniu z październikiem.
Grozi nam spirala płacowo-cenowa
Zdaniem ekspertów PIE oraz BGK spadek Indeksu MIK jest dużej mierze skutkiem tzw. szoku podażowo-popytowego, którego doświadcza obecnie większość przedsiębiorców. - Aż 20 proc. badanych firm wskazuje na zbyt małe moce produkcyjne niedostosowane do wartości obecnych i spodziewanych zamówień - komentuje dr. Paula Kukułowicz z Zespołu Strategii PIE.
Jej zdaniem równocześnie rekordowo dużo, bo aż 22 proc. podmiotów, planuje zwiększenie wynagrodzeń pracowników. Co jest istotne, problemy te nasiliły się w porównaniu z październikowym odczytem i dotyczą w szczególności średnich i dużych podmiotów.
- Obserwowana presja płacowa może mieć istotne konsekwencje gospodarcze. W obecnej sytuacji zasadniczym problemem, który odróżnia nas od wielu gospodarek europejskich, pozostaje jednak dostępność pracowników. W Polsce wolne zasoby kadrowe należą do najmniejszych w Europie, a wskaźnik zatrudnienia przekroczył już przedpandemiczny poziom - wyjaśnia ekspertka.
Dodaje, że perspektywy wzrostu podaży pracy są pesymistyczne. Dodatkowo można się również spodziewać się dalszego wzrostu wynagrodzeń w gospodarce.
- Taki scenariusz wskazuje nie tylko na perspektywę pojawienia się spirali płacowo-cenowej, ale także obniżenia konkurencyjności polskiej gospodarki, która wciąż w dużej mierze opiera się na niskich kosztach pracy - ostrzega Paula Kukułowicz.
Mateusz Walewski, dyrektor Departamentu Badań i Analiz, główny ekonomista BGK, uważa z kolei, że w tej sytuacji priorytetem dla pracodawców będzie przede wszystkim zatrzymanie najlepszych pracowników poprzez podnoszenie im płac, a nie dodatkowe zwiększanie zatrudnienia.
Ponadto jego zdaniem przedsiębiorstwa będą stopniowo zwiększały moce produkcyjne tam, gdzie będzie to możliwe poprzez inwestycje w maszyny i rozwiązania technologiczne.
Negatywnie na działania inwestycyjne firm mogą jednak wpływać ostatnie decyzje dotyczące polityki monetarnej a także oczekiwania na dalsze jej zacieśnianie w sytuacji rosnącej inflacji. Według eksperta BGK w tym wypadku istotnym czynnikiem będzie zwłaszcza sytuacja na rynku pracy, gdzie dominuje teraz presja płacowa.