Na początek wiadomość lepsza. Inflacja producencka (PPI) po raz kolejny spadła. W lipcu wskaźnik obniżył się o 7,6 proc. (w porównaniu z rokiem ubiegłym). Spadek względem poprzedniego miesiąca wyniósł 0,5 proc. Ujemne wskaźniki występują trzeci miesiąc z rzędu.
Odczyt pokrył się co do joty z przewidywaniami analityków - dokładnie taką wartość wskazywał konsensus. Przemysłowa deflacja jest więc nie tylko trendem, ale nabiera rozpędu. Poprzedni odczyt wskazywał bowiem wartość -3,4, a majowy -1,6.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Deflacja producencka w Niemczech
Spadek w strefie euro zaskoczeniem nie jest. Prognozowały niemieckie dane zaprezentowane pod koniec sierpnia. Według tamtejszego urzędu statystycznego Destatis ceny produkcji sprzedanej przemysłu spadły w Niemczech w lipcu o 6 proc. (w porównaniu z rokiem poprzednim). Spadki były większe, niż zakładali eksperci - konsensus przewidywał obniżenie się parametru o 5,1 proc. rok do roku.
Analitycy Pekao w swoim komentarzu podkreślali wówczas, że deflacja w przemyśle, jaką odczuwa niemiecka gospodarka, to przede wszystkim efekt bazy. A ten wywołały wywindowane do niebotycznych poziomów ceny surowców energetycznych, które dziś są już znacznie niższe. Spadek PPI to wiadomość dobra, ale czy w obliczu spadku cen gazu czy ropy mogło być inaczej?
Wolniejszy wzrost w Polsce
Pod koniec sierpnia poznaliśmy też wskaźnik PPI dla Polski. Inflacja producencka w naszym kraju odnotowała wynik ujemny - osiągnęła -1,7 proc. (rok do roku). Oznaczało to istotną zmianę, bo wcześniejszy wskaźnik był dodatni (0,5 proc.). "Efektem będzie wolniejszy wzrost cen towarów - zobaczymy także dalsze hamownie inflacji bazowej w Polsce" - wyjaśnili w swoim komentarzu ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Obniżenie się inflacji producenckiej zwiastuje obniżenie tej konsumenckiej. Producenci płacą bowiem mniej za surowce czy energie, dlatego jest szansa, że nawet jeśli będą podnosić ceny, to tempo tego wzrostu spadnie.
Znamy dane dotyczące PMI. Europejskiej gospodarce się pogorszyło
We wtorek poznaliśmy też inny istotny współczynnik - wskaźnik PMI, obrazujący koniunkturę w usługach. Znamy go zarówno dla całej strefy euro jak i dla poszczególnych krajów. Tu dane po raz kolejny są niepokojące. Parametr dla europejskiej gospodarki wynosi bowiem 47,9 pkt. Oznacza to spadek względem lipca - wtedy wskaźnik wyniósł 50,9. Mieliśmy zatem "głowę ponad wodą". Niestety - jest gorzej niż pokazywały to dane wstępne - tu odczyt wynosił 48,3 pkt.
Dane nie są więc optymistyczne - wskaźnik na poziomie powyżej 50 oznacza wzrost aktywności, poniżej tego progu - spadek. I z nim właśnie mamy do czynienia. Mało tego, wtorkowe odczyty wskazują, że europejska gospodarka - przynajmniej jeśli chodzi o usługi - czuje się najgorzej od 33 miesięcy.
Koniunktura spada, rzecz jasna, w wielu europejskich krajach. W przypadku Niemiec ten spadek jest jednym z najwyższych - zaprezentowany we wtorek odczyt wyniósł 47,3 pkt. Przed miesiącem był bardziej optymistyczny, bo na poziomie 52,3 - wylicza S&P Global. Te dane powinny w Polsce wywołać alarm. Sygnał wysłany naszej gospodarce, jak pisaliśmy, był bowiem dość dramatyczny.
Warto dodać do tej beczki dziegciu łyżkę miodu. PMI składa się też z innego parametru - dotyczącego przemysłu. W przypadku Niemiec ostatni odczyt pokazał wzrost - do poziomu 39,1 pkt. Trudno mówić w tym wypadku o wielkim sukcesie, ale mogło być gorzej - miesiąc wcześniej wskaźnik był bowiem gorszy, osiągnął poziom 38,8 pkt.
Warto wspomnieć też o danych dotyczących Polski, bo poznaliśmy je na początku września. Wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu osiągnął wartość 43,1 pkt. Sierpniowe dane są więc nieco bardziej pesymistyczne od lipcowych, kiedy to wartość wskaźnika dla polskiego przemysłu wynosiła 43,5 pkt.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl