"Zigaretten? Proszę bardzo!" - rzuca sprzedawczyni papierosów do starszej, niemieckiej pary. Niemcy i Polacy mogą nie znać zbyt dobrze swoich języków, ale tu, w Lubieszynie, widać, że dogadują się doskonale. Przynajmniej jeśli chodzi o handel.
Lubieszyn to mała wieś tuż przy niemieckiej granicy, przy przejściu, przed którym niegdyś kierowcy czekali godzinami na odprawę. Przez kilkanaście lat od wejścia Polski do Unii Lubieszyn nie zyskał zbyt wielu mieszkańców. Zamienił się za to w prawdziwe zagłębie handlu z wielkimi targowiskami, sklepami czy restauracjami. - 99 proc. klientów to Niemcy - opowiadają sprzedawcy.
Poszukują tu tanich towarów czy usług, czasem nawet kilka razy tańszych niż u nich. A Polacy żyją z ich euro. A teraz europejskiej waluty potrzebują bardziej niż kiedykolwiek, bo przygraniczni handlarze byli odcięci od dochodów właściwie od początku marca.
Czym handlują Polacy w Lubieszynie? Chyba nie ma rzeczy, której nie można tu znaleźć. Są koszulki z logo Rammsteina, są gadżety z flagą NRD, są krasnale ogrodowe, sukienki za 10 euro, są markowe torebki, są i torebki udające markowe... Można też znaleźć szyldy "Erotische Filme", choć popularność takich artykułów mocno spadła tu w ostatnich latach.
Szyldy w Lubieszynie
Sklepów i sklepików są setki - niektórzy handlują na znanych jeszcze z lat 90. "szczękach", inni przenieśli się do dużych hal. A jeszcze inni wybudowali sobie eleganckie butiki, choć tych jest zdecydowanie najmniej.
Nawet tutejsza Biedronka żyje głównie z niemieckich turystów. Na dyskoncie wisi szyld z napisem po niemiecku: tu można płacić w euro. A na parkingu pod marketem widać same auta na niemieckich tablicach.
Najczęściej jednak Niemcy nie przyjeżdżają tu ani po torebki, ani po koszulki z logo Rammsteina, ani nawet po artykuły z Biedronki. - Oczywiście to wszystko kupują. Ale główny ich cel podróży to, niestety, dość niezdrowe rzeczy - opowiada pani Weronika, która prowadzi w Lubieszynie elegancką cukiernię.
Te niezdrowe rzeczy to przede wszystkim papierosy. - Kupują całe kartony - opowiada pani Weronika. Handlarz z jednego z targowisk przyznaje, że po papierosy przyjeżdżają całe rodziny, potrafią jechać do Polski po nie nawet kilkaset kilometrów. Nic dziwnego - oszczędność jest gigantyczna. W Niemczech "sztanga" kosztuje przynajmniej 70 euro. W Lubieszynie można ją kupić za mniej niż 30.
Papierosy to od lat najpopularniejszy towar w sklepach w Lubieszynie
- W weekend, gdy otwarto granice, ruch był jeszcze stosunkowo mały. Ale teraz się rozkręca. W ten poniedziałek [na targowisku byliśmy 15 czerwca - red.] klientów jest znacznie więcej niż w zwykły poniedziałek sprzed epidemii - słyszymy od handlarza papierosami.
Po jakie jeszcze niezdrowe rzeczy Niemcy potrafią przyjeżdżać do Polski? Pani Weronika mówi, że na przykład po napoje energetyczne. - Oj tak, piją je hektolitrami. Zdecydowanie numer dwa na ich liście zakupów - opowiada mi jeden sprzedawca ze sklepu spożywczego.
Niemcy przyjeżdżają też po alkohol czy słodycze. Wszystko w Lubieszynie jest kilka razy tańsze niż po niemieckiej stronie. - Mówi się, że ceny się niby wyrównują, ale to bzdura. Niech pan popatrzy na te pełne parkingi. Gdyby ceny się wyrównywały, to tych tłumów zaraz po otwarciu granic by nie było - opowiada mi sprzedawca.
Czytaj też: 7 tys. zł mandatu dla Polaków na Słowacji? W ambasadzie zaprzeczają. "Odebrałam ze 150 telefonów
Niemcy w Lubieszynie mogą robić zakupy w setkach sklepów i sklepików
"Dobrze, że jesteś, Polaku"
Pani Monika prowadzi sklep ze słodyczami. Przyznaje, że dorobiła się wielu stałych klientów. Pytam, czy tęsknili. - Tak, teraz mówią, jak bardzo im brakowało tych wypadów do Polski. Że się stęsknili i że dobrze, że jesteśmy - opowiada.
Większy ruch widzi też pani Iza, która pracuje w salonie optycznym Perfekt Optik. - Przyjeżdżają na pewno z okolicznych powiatów, ale z tego co widzę po tablicach, to trafiają się i berlińczycy - dodaje. Nie zgadza się zresztą z tezą, że Niemcy kochają zakupy w Polsce przez tanie i niezdrowe produkty. I mówi, że jej salon jest doskonałym przykładem. Niemcy w końcu mogą sobie tam kupić oprawki przynajmniej dwa razy taniej niż u siebie.
Tak naprawdę to w Lubieszynie Niemiec może załatwić wszystko - pójść do fryzjera, zatankować, kupić kwiaty, naprawić auto, a nawet zrobić tatuaż. Ceny znacznie częściej są podane w euro niż w złotówkach, szyldy reklamowe są właściwie tylko w języku niemieckim.
Wszystkie te sklepy i lokale były pozamykane na cztery spusty, gdy granica była zamknięta. - U nas nie było aż tak źle. Nie musieliśmy płacić czynszu właścicielom targowiska. Ale na innych właściciele mówili: czynsz to 80 proc. tego sprzed epidemii i koniec dyskusji - opowiada pani Iza z salonu optycznego.
Goście zza Odry przyjeżdżają też zatankować, naprawić auto, a nawet zrobić sobie tatuaż
Handlarze mieli trudny okres, ale jak słyszymy, na razie zbyt wielu upadłości nie było. Przechodząc pomiędzy sklepami, można jednak usłyszeć rozmowy handlowców, którym daleko do optymizmu. "Janusz nie zapłacił za trzy miesiące, rozumiesz?", słyszę. Gdy jednak tylko potencjalny klient zbliża się do któregoś z punktów, sprzedawcy zaczynają się uśmiechać i tryskają energią. "Alles gut, ja? Może Zigaretten" - słyszę.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie