Europejski System Handlu Emisjami (EU ETS) to największy po chińskim system handlu emisjami dwutlenku węgla na świecie. Polega na tym, że uprawnienia do emisji wykupują wysokoemisyjne firmy, a pieniądze z tego tytułu zasilają budżet krajowy. Chodzi o to, by premiować źródła energii nieemitujące dwutlenku węgla do atmosfery. Dlaczego Unia (w tym Polska) zdecydowała się na wprowadzenie tego systemu? Emisja CO2 do atmosfery grozi katastrofą klimatyczną związaną z wywołanym przez człowieka gwałtownym ociepleniem klimatu.
Wojna w Ukrainie, która zachwiała rynkiem energetycznym w Europie, już zdążyła sprawić, że walka ze zmianami klimatu zeszła, przynajmniej częściowo, na dalszy plan. I tak na przykład Niemcy z powodu problemów wywołanych przez wygaszanie kontaktów handlowych z Rosją, zdecydowały się na ponowne uruchomienie zamkniętych elektrowni węglowych.
Polska energetyka dalej od węgla i boryka się z własnymi problemami, także tymi powstałymi na skutek zakazu importu węgla z Rosji, który ma zmniejszyć rosyjskie dochody i w rezultacie ograniczyć militarne możliwości Rosji.
Premier proponuje zmiany w systemie handlu emisjami (ETS)
Jak stwierdził w poniedziałek Mateusz Morawiecki, podczas oficjalnej wizyty w Paryżu u prezydenta Emmanuela Macrona, wyjątkowa sytuacja na rynku energii wymaga dalszych wyjątkowych działań. Polski premier zaproponował zmiany w systemie handlu emisjami CO2. Morawiecki chce, aby:
- na dwa najbliższe lata ustalić stałą cenę uprawnień do emisji CO2 np. na poziomie 30 euro za tonę lub w wąskim przedziale cenowym w tych okolicach;
- zmienić zasady naliczania cen w ramach tzw. schematu merit order tak, by to nie "cena krańcowa wyznaczała cenę dla całego rynku". Obecnie najwyższa cena produkcji determinuje ceny z innych źródeł.
Ekspert: częściowo to próba uniknięcia konsekwencji własnych zaniechań
Jak wskazuje w rozmowie z money.pl Jakub Wiech, ekspert rynku energetycznego z portalu energetyka24.com, nie jest jednak do końca tak, jak próbuje sprzedać to premier Morawiecki, że wszyscy w Europie jedziemy na tym samym energetycznym wózku.
Jeśli chodzi o rynek energii, jesteśmy europejskim wyjątkiem ze względu na to, że my zależymy od węgla. To efekt 30 lat zaniedbań w energetyce i zwlekania z reformami w kierunku odejścia od węgla w energetyce – podkreśla Wiech.
W rezultacie mamy trzykrotnie wyższą od europejskiej średniej emisję CO2 na jednostkę wyprodukowanej energii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zauważa Wiech, większość państw Unii ma inny problem – związany jest on z astronomicznymi cenami gazu, ponad ośmiokrotnie wyższymi od średniej z minionych lat.
To, co proponuje szef polskiego rządu, to powrót do ceny emisji CO2 z początku 2021 r., czyli "de facto cofnięcie się o dwa lata w czasie". Zdaniem Jakuba Wiecha będzie bardzo ciężko znaleźć w Europie sojuszników, by ten pomysł wprowadzić.
Większe szanse na sukces ma natomiast – w jego ocenie – drugi pomysł. Dlaczego? Przy tak wysokich cenach gazu ich rekordowy pułap jest problemem w przypadku liczenia cen w ramach systemu "merit order", czyli ustalaniu ceny dla energii z innych źródeł w odniesieniu do najwyższej ceny produkcji.
Tutaj też mamy bardziej do czynienia z sytuacją wywołaną przez wojnę, której nie dało się w żaden sposób przewidzieć. Tymczasem system handlu emisjami został zaprojektowany tak, by ceny z roku na rok rosły i tego, że będą one coraz wyższe można było się spodziewać. W przypadku systemu "merit order" koalicja sojuszników Polski może być szersza, bo wysokie ceny to problem dla energochłonnego przemysłu z całej Europy Środkowej.