Gdańscy prokuratorzy prowadzą śledztwo dotyczące handlu podrabianymi dyplomami uczelni wyższej - informuje Onet. Podejrzany Zbigniew D. został zatrzymany na gorącym uczynku. Dziennikarze zwracają uwagę na ciekawy wątek całej sprawy – korespondencję podejrzanego ze znanymi piłkarzami.
W aktach pojawia się także nazwisko najbardziej znanego polskiego piłkarza Roberta Lewandowskiego i jego żony Anny.
Sprawa wyszła na jaw w 2019 roku, kiedy absolwentka jednej ze szkół wyższych szukała uczelni, na której mogłaby zrobić studia podyplomowe. Polecono jej Uczelnię Nauk Społecznych z Łodzi. Jej kanclerzem był Zbigniew D., który w przeszłości był m.in. dyrektorem klubu ŁKS Łódź.
Mężczyzna zaproponował kobiecie dyplom za 2,5 tys. zł. Jak informuje Onet, była oburzona propozycją i zgłosiła sprawę policji.
W trakcie ustawionej transakcji gdańscy policjanci zatrzymali Zbigniewa D. Grozi mu osiem lat w związku z zarzutem przyjęcia łapówki.
W trakcie śledztwa okazało się, że podejrzany kontaktował się w sprawie dyplomów ze znanymi sportowcami i ich rodzinami. Onet dotarł do tych wiadomości. Śledczych najbardziej zaskoczyła korespondencja z Anną Lewandowską, żoną kapitana reprezentacji Polski i napastnika Bayernu Monachium. Zbigniew D. miał proponować małżeństwu tytuły naukowe.
Śledczy znaleźli także, według informacji Onetu, zdjęcie dyplomu magisterskiego ze zdjęciem Lewandowskiego i pieczątką Uczelni Nauk Społecznych i podpisem żony oskarżonego Zbigniewa D., która jest rektorką uczelni.
Dziennikarze zwracają uwagę na to, że Lewandowski nigdy nie chwalił się dyplomem z tej uczelni, a do tego daty obrony pracy magisterskiej nie do końca pasuje do tego, co w tym czasie robił sam Lewandowski. Dzień przed domniemaną magisterką grał w meczu towarzyskim z Nigerią, a cztery dni później z Koreą Południową.
Wszystkie mecze odbyły się w Polsce (Wrocław i Chorzów), a piłkarz przebywał w tym czasie na zgrupowaniu kadry. Według rzecznika PZPN, cytowanego przez dziennikarzy – teoretycznie taka obrona byłaby możliwa, bo za zgodą selekcjonera piłkarze po meczu mogą mieć dzień wolny.
Śledczy znaleźli też późniejszą korespondencję z Anną Lewandowską. Żona piłkarza miał spotkać się ze Zbigniewem D. przy okazji spotkań towarzyskich reprezentacji. D. miał też pisać do Lewandowskiej, że ma dla niej teczkę, ale co w niej miało być, dziennikarze nie wiedzą.
Lewandowski ma licencjat i magisterkę Wyższej Szkoły Edukacji w Sporcie w Warszawie. Pracę licencjacką napisał na swój temat ("RL9. Droga do sławy"), a magisterka dotyczyła składu ciała i wydolności tlenowej studentów tej uczelni. Chwalił się tym w swoich mediach społecznościowych.
Zbigniew D. miał też według wiedzy dziennikarzy zaproponować małżeństwu Lewandowskich dwa dyplomy MBA za 25 tys. zł.
Dziennikarze Onetu otrzymali odpowiedź od rzeczniczki Lewandowskich, która napisała, że Lewandowscy nie wiedzą o żadnym śledztwie i nie składali też w ramach śledztwa żadnych wyjaśnień.
Ani Robert Lewandowski, ani Anna Lewandowska nie mają żadnej wiedzy na temat postępowania prokuratorskiego. Nie zostali o takim postępowaniu powiadomieni, a tym bardziej nie składali żadnych wyjaśnień. Nie mają także możliwości potwierdzenia, czy takie postępowanie w rzeczywistości ma miejsce. Trudno się w tej sytuacji odnosić do sprawy"
W sprawie pojawiają się także inne znane nazwiska ze świata piłki nożnej. Dziennikarze piszą o Arkadiuszu Miliku i jego bracie, reprezentancie Polski Jacku Góralskim, byłym piłkarzu Piotrze Świerczewskim i znanym dziennikarzu sportowym Mateuszu Borku.
Wszyscy zaprzeczają, że kupowali od Zbigniewa D. fałszywe dyplomy.
Samo kupienie fałszywego dyplomu niekoniecznie może grozić konsekwencjami prawnymi. Dopiero korzystanie z tego dokumentu podlega karze. Z informacji dziennikarzy wynika, że żaden ze sportowców nie został w sprawie przesłuchany.
Skontaktowaliśmy się z menadżerem Roberta Lewandowskiego, który odesłał nas w sprawach pozasportowych do kontaktu z rzeczniczką znanego małżeństwa. Czekamy na oficjalne stanowisko pary.