W poprzednim tygodniu ponad milion Polaków trafiło na kwarantannę. To efekt rozprzestrzeniania się szczególnie zaraźliwego wariantu Omikron. Stwarza to poważne ryzyko dla tych branż, które nie mogą pracować zdalnie. Jeżeli przez zakażenia w zakładzie pracy na kwarantannę trafią pracownicy z całej zmiany, to grozi to nawet sparaliżowaniem firm. W praktyce byłby to lockdown wprowadzony tylnymi drzwiami.
Przed takim scenariuszem operatorów infrastruktury strategicznej przestrzegało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. W money.pl natomiast pisaliśmy, że gdyby zrealizował się czarny scenariusz, to cała gospodarka mogłaby wrzucić hamulec ręczny. - Przedsiębiorcy będą mieli olbrzymie problemy z zerwanymi kanałami dostaw, ponieważ te kanały to również pracownicy - stwierdził Zbigniew Żurek, ekspert ds. rynku pracy z Business Centre Club.
W ostatnich dniach jednak sytuacja zdaje się zmierzać w odwrotnym kierunku. Jeszcze w piątek na kwarantannie przebywało 1 068 384 Polaków, natomiast w poniedziałek - 666 689 rodaków.
Handlu nie sparaliżował Omikron
Zapytaliśmy przedstawicieli branży handlowej czy w ostatnich dniach odczuli skutki rozprzestrzeniania się nowego wariantu koronawirusa. Zarówno Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, jak i Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu, jednogłośnie zapewniają, że nie otrzymują sygnałów o brakach pracowników.
- Jak dotychczas nie wpływały do nas informacje o problemach, czy brakach kadrowych, zarówno jeżeli chodzi o sklepy, jak i centra dystrybucyjne i łańcuch dostaw - mówi money.pl Maciej Ptaszyński. Zapewnia też, że w razie zachorowań na COVID-19 przedsiębiorcy podejdą elastycznie do sytuacji i ułożą pracę w sklepach tak, by placówki funkcjonowały bez przerw i bez zakłóceń.
- Przez dwa lata funkcjonowania w pandemii pokazaliśmy, że handel jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo sanitarne dla pracowników i dla klientów. Utrzymaliśmy też łańcuchy dostaw, a sam odsetek zachorowań w sektorze handlu był niewielki - zapewnia Renata Juszkiewicz.
Nieco inne światło na tę kwestię rzuca Alfred Bujara, przewodniczący handlowej "Solidarności". Uważa on, że pracownicy mogą być przymuszani do pracy w sposób pośredni.
Ludzi się namawia, żeby nie szli do lekarza, jak są lekko przeziębieni. A tam, gdzie są premie frekwencyjne, to pracownicy nie korzystają ze zwolnień, bo boją się, że stracą te pieniądze, czyli 400-500 zł. Nie może być tak, że pracownik nie ze swojej winy trafia na kwarantannę, bo np. jego dziecko zachorowało na COVID-19, a przez to traci część pensji. To jest nieetyczne ze strony pracodawców, że stosują ocenę frekwencyjności w czasie pandemii COVID-19 - mówi money.pl związkowiec.
Cudzoziemcy remedium na braki kadrowe?
Gdyby jednak skutki piątej fali dotknęły branżę, to sieci handlowe na taki wypadek szykują już scenariusze. W rozmowie z money.pl szefowa POHiD wspomniała o ustawie upraszczającej zatrudnienie cudzoziemców, która weszła w życie od 29 stycznia 2022 r. Zastrzegła jednocześnie, że ocenić jej skutki będzie można dopiero po czasie.
Po zmianach organy zatwierdzające pobyt cudzoziemców będą miały 60 dni na podjęcie decyzji, a organy odwoławcze - 90 dni. Rządzący uprościli też formalności - osoba przybywająca z zagranicy będzie musiała wyłącznie wskazać, że ma zagwarantowane w Polsce wynagrodzenie nie mniejsze niż pensja minimalna (od początku 2022 r. wynosi 3010 zł brutto). Nie ma znaczenia, czy będzie zatrudniony na podstawie umowy o pracę - wskazuje CRIDO w swojej analizie.
Nowością jest też wydłużony do 24 miesięcy okres obowiązywania oświadczenia, dzięki któremu osoby pochodzące z Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i Ukrainy będą mogły podjąć pracę nad Wisłą. Dotychczas takie oświadczenie obowiązywało przez 6 miesięcy.
- Część cudzoziemców jeszcze w pierwszej fali opuściła Polskę i wróciła do swoich krajów. Liczymy, że po ułatwieniach wprowadzonych przez rząd rynek rzeczywiście się poszerzy, a napływ pracowników do Polski będzie większy - mówi Renata Juszkiewicz.
Pracownicy wciąż potrzebni, także w niedziele
Inną możliwością łatania braków kadrowych jest dalsza cyfryzacja, wdrażanie nowych technologii i większy nacisk na kasy samoobsługowe. Nasi rozmówcy jednak podkreślają, że w tym wypadku i tak potrzebni są ludzie, którzy zadbają o właściwe działanie systemów.
Ponadto pracownicy handlu nadal będą pracować w niedziele i odbierać za to wolne w inne dni tygodnia. Pomimo że największe sklepy już nie będą się otwierać jako placówki pocztowe, to jednak wciąż obowiązuje zapis z tzw. ustawy covidowej. Na jego podstawie pracownicy handlu mogą pracować w niedziele, by zatowarować sklep i uzupełnić ekspozycję. Szefowa POHiD potwierdza, że sieci wciąż korzystają z tego zapisu.
Dzięki otwartym sklepom w niedziele zakupy rozkładają się na siedem dni w tygodniu, co przekłada się na zmniejszenie kolejek i ułatwienie pracy przed niedzielą niehandlową oraz na mniejsze obciążenie pracowników handlu - przekonuje Renata Juszkiewicz.
Branża oczekuje przede wszystkim dialogu
Czego zatem chciałaby branża od rządu w związku z walką z COVID-19? - Oczekujemy od rządu przede wszystkim dialogu z wyprzedzeniem przed planowanymi zmianami. Apelowaliśmy, aby decyzje dotyczące handlu były wcześniej konsultowane z branżą - puentuje nasza rozmówczyni.
Z kolei Maciej Ptaszyński zwraca uwagę, że handel w pierwszych tygodniach 2022 r. mierzył się przede wszystkim ze skutkami Polskiego Ładu oraz wprowadzeniu zerowej stawki VAT na niektóre towary. Dlatego do Polskiej Izby Handlu nie wpływały sugestie dotyczące relacji covidowych. Wiceprezes PIH krytykuje zarazem najnowszy pomysł PiS-u na walkę z pandemią.
Projekt, który pojawił się w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej, o tym, że pracownik będzie mógł pozwać innego pracownika za zakażenie w miejscu pracy, wydaje się być oderwany od realiów. W jaki sposób służby będą weryfikować to, czy dana osoba zakaziła się od współpracownika, a nie dla przykładu w tramwaju czy na stacji benzynowej? W mojej ocenie to nie jest dobry kierunek - ocenia.