30-tysięczna gmina Zaltbommel wprowadziła imigracyjny limit - jednocześnie może tam pracować najwyżej 2 tys. osób spoza kraju.
Gminy Maasdriel oraz Deurne wprowadziły inne prawo - pracujący obcokrajowcy nie mogą stanowić więcej niż 10 proc. ogółu populacji. - Faktycznie, zostało u nas wprowadzone takie rozwiązanie w zeszłym roku. Chodzi o dostosowanie imigracji do naszej infrastruktury oraz do liczby mieszkań - słyszymy w urzędzie gminy w Deurne. Dlaczego liczby mieszkań? Bo ludzie mieli trudności ze znalezieniem lokum w gminie - tylu było imigrantów.
Na razie takie rozwiązania to wyjątki. Jednak jak podaje lokalny portal NOS, podobne plany ograniczenia imigracji mają inne gminy - na przykład Barneveld, Goeree-Overflakkee czy Kerkrade.
Ukraińcom wiedzie się coraz lepiej. Część nie chce wracać do Polski. Obejrzyj wideo:
Inną drogą poszło miasto Tiel. Zaczęło traktować imigrantów, przede wszystkim Polaków, jak... studentów. Holenderskie przepisy pozwalają bowiem na narzucenie limitów dotyczących tego, ile osób może mieszkać w jednym domu. Ma to ograniczyć na przykład huczne imprezy. W Tiel jednak nie było problemu z żakami, ale z Polakami - już tak. A przynajmniej tak można przeczytać w holenderskiej prasie.
Jeszcze w 2018 r. władze miasta ustaliły więc, że w jednym domu może mieszkać maksymalnie czterech pracowników zarobkowych. A wynajmujący im lokale muszą dodatkowo zyskać specjalne pozwolenia. Jak czytamy w renomowanej holenderskiej gazecie "Trouw", mieszkańcy są zadowoleni. Nie ma już tylu uciążliwych imprez, a Holendrom łatwiej znaleźć mieszkanie.
- Akurat przykład z Tiel mnie nie dziwi - opowiada nam polska adwokatka, pracująca w Holandii. - Zdarza się, że Polacy mieszkają niczym sardynki, po 25 osób w jednym mieszkaniu. Dobrze, że takie przepisy powstały - dodaje.
"Trudno uwierzyć"
Jednak rozwiązania z innych miejscowości, na przykład Deurne, zaskoczyły ekspertów.
- Aż trudno w to uwierzyć - mówi money.pl Jan Truszczyński, były polski ambasador przy Unii. Dodaje, że takie lokalne przepisy holenderskich gmin, które wprowadzają limity dla emigrantów mogą się kłócić z podstawową zasadą UE, która zapewnia wolny przepływ osób na terenie Wspólnoty.
- Nie chcę jednak tu kategorycznie się wypowiadać, bo trzeba by się przyjrzeć każdej takiej lokalnej decyzji z osobna i ją przeanalizować z prawnikami - dodaje doświadczony dyplomata.
Holenderskie media zresztą zaznaczają, że z legalnością gminnych przepisów może być problem. Jak podkreśla serwis NOS, który przeanalizował sytuację w 140 gminach, w większości z nich limitów nie ma i nikt o nich nie myśli.
NOS jednak zaznacza, że poparcie dla takich zmian w gminach, które zdecydowały się na takie ograniczenia, jest dość spore. Na razie jednak media nie odnotowały, by przez nowe przepisy ktoś dostał zakaz pracy. Na przykład w Zaltbommel liczba imigrantów póki co nawet nie zbliżyła się do dwutysięcznego limitu.
Holenderskie gazety i serwisy podkreślają, że emigracja z Polski do Holandii jest bardzo wysoka od momentu wejścia naszego kraju do UE w 2004 r. Budzi to nieraz skrajne emocje. Na przykład w Tiel dwa lata temu dwa lokalne bary zakazały wstępu tym, którzy nie posługują się językiem niderlandzkim.
Jan Truszczyński natomiast przyznaje, że skrajna prawica w tym kraju w ostatnich latach jest coraz silniejsza.
Co ciekawe, obaw władz samorządowych i mieszkańców gmin nie podzielają pracodawcy z tego kraju.W zeszłym roku holenderskie gazety pisały o... odpływie Polaków z Holandii - i tego, że miejscowe firmy mają z tym coraz więcej problemów.
Szacuje się, że w 17-milionowej Holandii przebywa obecnie ok. 250 tys. Polaków.
Czytaj też: "Nagle skarbówka wyczyściła mi konto". W podobnej sytuacji mogą być tysiące polskich emerytów za granicą
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl