Tadeusz Gołębiewski przez wiele lat pracował na złą sławę w branży hotelarskiej. Jego hotele są dla turystycznych miejscowości tym, czym kolejne osiedla Janusza Wojciechowskiego z JW Construction dla miast: duże, niezbyt ładne (czy wręcz brzydkie), nastawione na maksymalny zysk.
Dlatego kiedy tylko Gołębiewski zaczyna coś budować, pojawiają się protesty i głosy oburzenia. Kolejna ich fala przetoczyła się przez moją bańkę w mediach społecznościowych w weekend. Wszystko za sprawą hotelu w Pobierowie, który hotelarz-cukiernik buduje od kilku lat. Inwestycja, po pandemicznym przestoju, zmierza ku końcowi, a zdjęcia z powietrza robią wrażenie.
Hotelowe monstrum
Bo rzeczywiście, gigant Gołębiewskiego, podobnie jak inne giganty Gołębiewskiego, ma mieć 2,5 tys. miejsc noclegowych. Nie jest więc klimatycznym pensjonacikiem przy leśnej polanie, ale wyrwą w lesie, w dodatku położonym tuż przy linii brzegowej.
To może budzić niezrozumienie i zdziwienie, ale czy oburzenie i mówienie o ekologicznej zbrodni to nie przesada? Zacznijmy od tego, że hotel powstaje na terenie dawnej bazy rakietowej, którą wojsko opuściło w 2003 roku.
To nie Białowieża
Nie wycięto więc pod jego budowę dziewiczego lasu, bo takiego tam nie było. Owszem, pod topór poszły drzewa, ale nie każdy las to Puszcza Białowieska. Pozostaje mieć nadzieję, że władze gminy Rewal zadbały o to, by zrekompensować przyrodzie tę stratę (szczególnie, że lasy to ok. 30 proc. powierzchni tej gminy).
Tak jak nie każdy las to wyjątkowa puszcza, tak też nie każdy kawałek plaży to klif w Trzęsaczu czy wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Na 770 km polskiego wybrzeża jest miejsce i na pomniki przyrody, do których człowiek nie powinien się zbliżać z ciężkim sprzętem, i dla inwestycji, takich jak moloch Gołębiewskiego.
Znak czasów
Bo to takie molochy są na świecie, i coraz częściej w Polsce, nieodłącznym elementem masowej turystyki. Wystarczy obejrzeć zdjęcia z kurortów w Grecji, Egipcie czy Hiszpanii. Tam krajobraz zmieniony jest wielokrotnie bardziej, niż ten w Pobierowie. Bo tam, gdzie chcą przyjeżdżać turyści, masowi turyści, takie budowle, jak hotel Gołębiewskiego, są normą, a nie polską aberracją i patodewloperką. Jedni wolą wynajmować mieszkania przy starówce albo domki na odludziu, inni preferują gigantyczne hotele z basenami i all inclusive.
Może nam się to nie podobać, ale w takim kierunku zmierza turystyka. I chyba zamiast tracić czas i energię na oprotestowywanie każdej dużej inwestycji, lepiej skupić się na chronieniu rzeczywiście wartościowych elementów przyrody i pilnowania, by większe czy mniejsze hotele nie powstawały w miejscach unikatowych, powodując ich nieodwracalne zniszczenie.
Miejscowość turystyczna
Samo Pobierowo nie sprawia takiego wrażenia, a tym bardziej teren dawnej bazy wojskowej. Zresztą już kilka lat temu w oficjalnych dokumentach podawano, że gmina Rewal ma ponad 76 tys. miejsc noclegowych dla turystów. Kolejne 2,5 tys. to nie jest jakaś gigantyczna różnica, która ze spokojnej, opuszczonej gminy zrobi drugie Władysławowo.
Takie przemiany polskich miejscowości nadmorskich to nieodłączny element rozwoju masowej turystyki w Polsce. Od niej nie da się uciec, bo choć wiąże się ona z kosztami dla mieszkańców, często powoduje zmianę ich sposobu życia, to jest odpowiedzią na potrzeby turystów/klientów, a samym mieszkańcom przynosi korzyści i inwestycje. A tymi gmina Rewal nie pogardzi, bo jeszcze kilka lat temu była na skraju bankructwa.
Są większe problemy
I tu przechodzimy do rzeczy, które wywołują oburzenie. Bo dyrektorem nowego hotelu jest były wójt gminy, za którego kadencji pojawiły się długi i za którego kadencji sprzedano działkę, na której powstaje hotel. Przetarg był otwarty, ale prokuratura sprawdza, czy nie doszło do konfliktu interesów. Słusznie, bo sprawa na pierwszy rzut oka wygląda zbyt podejrzanie, by przejść nad nią do porządku dziennego.
Niepokojące są też doniesienia o traktowaniu pracowników na budowie nowego obiektu. Szeroko opisał je Mateusz Madejski z Money.pl. Inwestor odpiera zarzuty pracowników, którzy czują się oszukani, ale to niewątpliwie materiał dla Państwowej Inspekcji Pracy. I tu są prawdziwe problemy z inwestycją Gołębiewskiego, nie w tym, że jego hotel jest duży i brzydki.